Dowodzą tego nasze badania na temat rynków wschodzących. Na jesieni ub.r. zaczęliśmy zwracać uwagę, że niezmącona fala wzrostu indeksu emerging markets należy do najdłuższych w historii (rozumianych jako wzrost bez co najmniej 10-proc. korekty). Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że ta fala stanie się rekordowo długa – doszło do tego w styczniu. Ale w końcu prawa statystyki zaczęły dawać o sobie znać. Od stycznia trwa korekta spadkowa, która zdążyła jak na razie zredukować wartość indeksu emerging markets o prawie 15 proc.

Jakie wnioski na przyszłość można wysnuć z tych statystyk? Poprzednie najdłuższe fale wzrostowe (z lat 2003–2004 i 2005–2006) były przerywane przez zniżkę o 20–25 proc., więc można się zastanawiać, czy i tym razem nie powinno dojść do podobnej przeceny. Czyli obecne 15 proc. spadku od szczytu może być według tych statystyk liczbą jeszcze niewystarczającą.

Ale jest też wniosek optymistyczny na dłuższą metę. Jeśli obecne zawirowania na rynkach są po prostu przewidywalną, wynikającą ze statystyk korektą po nadmiernie długotrwałych zwyżkach, to po wypełnieniu tego statystycznego potencjału zniżkowego EM powinny teoretycznie... powrócić do trendu wzrostowego. Zauważmy ważną kwestię – żadna z zestawionych przez nas najdłuższych niezmąconych fal wzrostowych nie była falą kończącą hossę. Każda z nich – podobnie jak późniejsza korekta – pojawiała się w trakcie hossy. ¶