Zacznijmy od dobrych wiadomości. Niektóre wskaźniki giełdowe, które w trakcie euforii z początku 2018 r. krzyczały „przegrzanie", od tego czasu mocno zostały schłodzone – i dobrze. Nasz zbiorczy barometr nastrojów na Wall Street, który przed rokiem sygnalizował niebezpieczną euforię, w grudniu otarł się o strefę paniki. Podobnie BofAML Bull & Bear Indicator, który w styczniu 2018 r. dał pamiętny bardzo trafny sygnał sprzedaży, teraz po okresie silnych odpływów z globalnych funduszy akcji dał sygnał kupna. „Czas kupować" – przekonują stratedzy BofAML. Na plus trzeba zapisać także to, że wyraźnie się zredukowały (urealniły) wyceny akcji, w tym amerykańskich. Wskaźnik ceny do prognozowanych zysków spółek w przypadku indeksu S&P 500 zszedł z ok. 18,5x do ok. 14x w dołku paniki. A rynki wschodzące wyceniane są na ok. 10-krotność prognozowanych zysków. Ale trudno byłoby też przekonywać, że wszystko na rynkach akcji maluje się w różowych barwach. Znaczne spłaszczenie krzywej rentowności obligacji w USA sugeruje, że recesja za oceanem i na świecie może nadejść wcześniej niż jeszcze niedawno się wydawało (choć raczej jeszcze nie teraz), a banki centralne ciągle przykręcają kurek z pieniędzmi.

Reasumując, wyceny na rynkach akcji są niżej niż przed rokiem, a nastroje są o wiele gorsze (i dobrze!). Ale to nie oznacza, że wszelkie czynniki ryzyka już znikły. ¶

Tomasz Hońdo starszy analityk Quercus TFI