O ile większość ubiegłego roku stała pod znakiem systematycznej zniżki (-27 proc. od szczytu), o tyle dołek tej tendencji został ustanowiony już w październiku. Kolejny lokalny dołek (z początku stycznia) położony jest powyżej tego październikowego, co wedle podręcznikowych schematów może oznaczać zmianę trendu na wzrostowy. W ostatnich dniach indeks emerging markets wspiął się na poziom najwyższy od ponad trzech miesięcy. Realizacja pozytywnego scenariusza w średnim terminie prawdopodobnie przełożyłaby się też na poprawę klimatu na warszawskim parkiecie. Nasza analiza dowodzi, że na dłuższą metę trendy WIG są w zasadzie kopią tego, co dzieje się na emerging markets.

Ubiegłoroczna fala zniżkowa sprowadziła wyceny na rynkach wschodzących do dość niskich poziomów. Wskaźnik cena/wartość księgowa (P/BV) zawędrował sporo poniżej historycznej średniej (do ok. 1,7 wobec średniej wynoszącej 2,0). To nie jest sytuacja porównywalna z tą z przełomu lat 2007/2008, kiedy to pierwsza fala bessy dopiero zaczynała sprowadzać wyceny z astronomicznych pułapów (P/BV powyżej 3,5). Teraz dla odmiany akcje na EM są wyceniane raczej jak w końcowych etapach bessy.

Jeśli świat nie stoi w obliczu globalnej recesji (zakładamy, że mamy do czynienia z cyklicznym spowolnieniem, ale nie recesją), to widzimy szanse na stopniową realizację potencjału tkwiącego w rynkach wschodzących, z którymi skorelowany jest nasz WIG. ¶

Tomasz Hońdo starszy analityk Quercus TFI