Co ciekawe, zbiegło się to w czasie z publikacją rekordowego odczytu bacznie obserwowanego wskaźnika wyprzedzającego Conference Board. Nowy szczyt LEI odczytujemy jako sygnał, że amerykańska gospodarka nie podąża na razie ścieżką ku recesji, tak jak to było np. na przełomie lat 2007/2008.
Warto też przyjrzeć się czysto statystycznym faktom. Wejście S&P 500 na rekordowy poziom pozwala przejść krok dalej w prowadzonej przez nas analizie historycznej. Z porównania wyrzucić można te epizody, w których indeks po ok. 20-proc. spadku (takim jak pod koniec ub.r.) nie odbił się wystarczająco mocno, by sięgnąć po nowe szczyty. W badanym okresie ostatnich trzech dekad po wyeliminowaniu takich dwóch przypadków (2000, 2007) pozostają nam trzy (1990, 1998, 2011). Okazuje się, że odreagowanie na Wall Street przebiega gdzieś pomiędzy poszczególnymi wariantami i jest spójne ze średnią z tych trzech historycznych epizodów. Gdyby to się miało utrzymać, są duże szanse na kolejne rekordy w horyzoncie wielu miesięcy.
Reasumując, nowe rekordy indeksów na Wall Street to bez wątpienia ważny sygnał. Inwestorzy za oceanem w swej zbiorowej mądrości zdają się uznawać, że chociaż faza ekspansji w amerykańskiej (i globalnej) gospodarce jest w podeszłym wieku, to jednak na recesyjną bessę jest jeszcze za wcześnie. ¶