Indeksy zarówno rynków rozwiniętych, jak i wschodzących spadły. Z jednej strony wpływ na to miała eskalacja napięcia na linii Chiny–Stany Zjednoczone, a z drugiej słabe dane z gospodarek. Od początku czerwca widać jednak, zwłaszcza w przypadku S&P 500, silne odbicie, dzięki któremu indeks jest z powrotem w okolicy 2900 pkt i niewiele mu brakuje do ostatniego szczytu. Taka dość silna zmiana postawy to efekt, podobnie jak w styczniu, działania Rezerwy Federalnej. Jej przewodniczący Jerome Powell potwierdził to, czego nieśmiało oczekiwali inwestorzy, czyli że Fed będzie podejmował takie działania, aby utrzymać wzrost gospodarki – czyli de facto będzie obniżał stopy procentowe. Przesłanie jest zatem jasne: w przypadku głębszych spadków indeksów wynikających z obaw o stan gospodarki Fed będzie działał. To, przynajmniej w krótkoterminowej perspektywie, dobra informacja dla inwestorów. Jednocześnie trzeba pamiętać, że poza postawą Fedu brak obecnie argumentów za większymi zwyżkami. Gospodarka amerykańska zwalnia, wyniki spółek nie są złe, ale perspektywy wzrostu są umiarkowane, a do tego mamy zaostrzenie sporu handlowego. W zasadzie zapalnikiem silniejszych wzrostów mogłyby być w obecnych warunkach albo dobre informacje dotyczące konfliktu handlowego USA–Chiny, albo szybsza bądź głębsza, niż oczekuje rynek, obniżka stóp przez Fed. ¶
Emil Łobodziński doradca inwestycyjny, DM PKO BP