Pierwszy nasuwający się wniosek jest taki, że wysokie poziomy ostrzegawcze sprzed ponad roku sprawdziły się o tyle, że globalny rynek akcji (GS jako benchmark przyjął indeks MSCI World, grupujący rynki rozwinięte) do grudnia 2018 r. spadł od szczytu o ok. 20 proc. Formalna definicja bessy została więc spełniona. Skoro ostatnio wskaźnik spada, to tym samym maleje prawdopodobieństwo kolejnej bessy (czy też minibessy) – tak mogłaby brzmieć optymistyczna interpretacja ostatnich wydarzeń.

Z drugiej strony to prawdopodobieństwo jest ciągle relatywnie wysokie (61 proc.). Poza tym Goldman zwraca uwagę, że o ile definicja bessy została w 2018 r. spełniona formalnie w przypadku MSCI World, to nie w przypadku S&P 500. Według wyliczeń banku ten amerykański indeks rośnie bez 20-proc. spadku (zapewne w cenach zamknięcia) od 10,7 roku, co jest absolutnym historycznym rekordem.

Goldman odżegnuje się jednak od twierdzenia, że lada chwila należy oczekiwać kolejnej co najmniej 20-proc. przeceny. Zaleca, by omawiany wskaźnik traktować przede wszystkim jako prognostyk dla przyszłych pięcioletnich stóp zwrotu z globalnych akcji. A te mają być przy obecnych odczytach niskie (rzędu kilku procent w skali roku), choć nie tragiczne (rok temu prognoza była poniżej zera). ¶