Początek wtorkowych notowań zdawał się wpisywać w ten scenariusz. To jednak były tylko miłe złego początki. Im dłużej trwały notowania, tym sytuacja na warszawskim parkiecie robiła się coraz bardziej nerwowa.
WIG20 zaczął dzień wzrostem rzędu 0,5 proc. Świetnie prezentowały się m.in. walory JSW, które drożały nawet ponad 10 proc. Zyskiwał także sektor bankowy. Tak było jednak tylko w pierwszej godzinie notowań. Niepokój szybko wdarł się w poczynania inwestorów. Początkowo sprowadził on indeks największych spółek w okolice zamknięcia z poniedziałku. Niedźwiedzie nie zamierzały jednak na tym poprzestawać. Im dalej w las, tym ich przewaga stawała się coraz bardziej wyraźna. Nie pomagało nawet to, że przed przeceną broniły się europejskie rynki, a od wzrostów dzień zaczęli Amerykanie, którzy powrócili do handlu po dniu przerwy. Warszawa rozgrywała handel po swojemu. W końcówce podaż wcisnęła jeszcze mocniej pedał gazu i było pewne, że dojedzie do mety jako zwycięzca. Tak też się stało. Ostatecznie WIG20 spadł o 2,2 proc. Tym samym byliśmy we wtorek także najsłabszym rynkiem na Starym Kontynencie. To, co los dał w poniedziałek, we wtorek odebrał z nawiązką.
Wtorkowa przecena sprowadziła także indeks największych spółek poniżej psychologicznego poziomu 2000 pkt. Oczywiście, to jeszcze nie jest powód do strachu, szczególnie że i tak od pewnego czasu mówiono o potrzebie korekty. Warto jednak bacznie śledzić sytuację, bo korekta w każdej chwili może nabrać tempa i ostudzić zapał nadmiernych optymistów.