Wtorkowa sesja nie należała do tych, które dostarczają niezwykłych emocji inwestorów. Raczej wpisywała się ona w wakacyjny klimat, jaki ostatnimi czasy mamy na warszawskim parkiecie. Cytując klasyka można powiedzie jednak, że "momenty były". Z drugiej strony malkontenci mogliby wypomnieć, że nie ważne jak się zaczyna, ale jak się kończy. Po kolei jednak...
Na dzień dobry mieliśmy nieśmiałe ataki popytu. Tym samym inwestorzy w Warszawie, ale także i na innych europejskich rynkach, gdzie również przeważały wzrosty, przeszli obojętnie wobec spadków w Stanach Zjednoczonych i na rynkach azjatyckich. Mało tego...popyt wykazywał ochotę na więcej. W pierwszej godzinie WIG20 zaczął zyskiwać nawet 0,7 proc.
Nie jego postawa była jednak najważniejsza tego dnia. Nagle oczy zwróciły się w stronę indeksu WIG, który po cichu wdrapywał się na coraz wyższe poziomy. Dość niepostrzeżenie wędrówka ta przyniosła nowy historyczny szczyt. Od wtorku wynosi on 68239,59 pkt.
Problem jednak w tym, że po ustanowieniu rekordu i całkiem udanej pierwszej części dnia siła popytu zaczęła słabnąć, chociaż wydawało się, że byki cały czas jeszcze kontrolują sytuację. Im bliżej końca tym atmosfera zaczęła się zagęszczać. Na ostatniej prostej dodatkowo nie pomogli Amerykanie, którzy nie bardzo mieli ochotę na wzrosty. Byki zamiast więc spokojnie dowieźć zwycięstwo do końca znalazły się pod presją. WIG20 i WIG zjechały nawet na chwilę pod kreskę. Ten pierwszy ostatecznie się wybronił i zamknął notowania 0,2 proc. na plusie. Ta sztuka nie udała się wskaźnikowi WIG. Wtorkowy rekordzista ostatecznie stracił 0,05 proc.
Wśród największych spółek nieźle robiły sobie takie firmy jak Tauron, PKN Orlen, Dino Polska czy też LPP. Papiery tych spółek podrożały prawie 2 proc. Na drugim biegunie tym razem znalazły się takie spółki jak CCC czy też Mercator Medical, które potraciły ponad 3 proc.