Wprawdzie trudno mówić o zaskoczeniu, gdyż sytuacja ta znana jest nie tylko maklerom, ale i wszystkim tym, którzy zaczytują się w giełdowych czatach. I nie chodzi tu o to, że jest drogo. Ani o to, że S&P 500 krąży niczym Curiosity po nieznanych do tej pory punktowych powierzchniach. Nigdy wcześniej nieeksplorowane tereny stanowią obecnie źródło wielu znaków zapytania i są triggerem wyzwalającym nieziemskie emocje. Na marginesie, nad Wisłą notowana jest spółka, która swoją ręką innowacji dotknęła Czerwonej Planety. Mowa o Vigo System, dzięki któremu marsjański łazik zyskał system widzenia w podczerwieni. Dokładnie miesiąc temu minęła kolejna rocznica, kiedy to ludzka ciekawość doświadczyła marsjańskiej gościnności. Mianowicie 6 sierpnia 2012 r. na Marsie wylądował – w ramach programu NASA – ziemski pogromca kosmosu zwany Curiosity.
Wielu spośród nas lubi doszukiwać się w międzynarodowych sukcesach polskich korzeni. W Hollywood roi się od gwiazd, których słowiańskie babki czerwony dywan znały jedynie z renesansowych malowideł. Juliette Binoche, Scarlett Johansson, Uma Thurman, Natalie Portman czy Gwyneth Paltrow mogą się pochwalić DNA wywodzącym się z kraju nad Wisłą. Wśród mężczyzn sprawa ma się nieco „gorzej", ale za przykład może posłużyć Eminem czy Marilyn Manson. Tutaj od razu apel do rodziców, których pociechy zasłuchują się w muzyce artysty rodem z piekła. Ciężki kawałek metalu autorstwa Pana Briana Hugh Warnera (czytaj Manson), może jednak nie będzie taki heavy, kiedy doszuka się w nim polskich szlifów o platynowym zabarwieniu. Ciekawie przedstawia się lista noblistów, którzy dokonując wielkich naukowo rzeczy, zawdzięczają swoją pracę miejscu narodzin – przy założeniu, że żadne z genialnych niemowląt nie wstąpiło w późniejszym swym życiu do ruchu antynatalistów. Miłosz, Reymont, Szymborska czy Rotblat – te nazwiska znane są nam wszystkim. Troszkę inaczej sprawa ma się z taką postacią jak Szymon Perski, który w okresie międzywojennym wyemigrował do Izraela. A tam już jako Szimon Peres dotarł na szczyt władzy. Fanom fizyki nie trzeba przedstawiać wynalazcy interferometru Alberta Michelsona. Kujawy to jego mała ojczyzna. Fale zaś były jego całym życiem. A Ameryka zawdzięcza mu pierwszego Nobla w dziedzinie fizyki. Ale nie zawsze Made in Poland jest dobrze odbierane w USA. Dzisiaj mało kto kojarzy postać Leona Franka Czołgosza, który to niechlubnie zapisał się na amerykańskich kartach historii. Tych, którzy po raz pierwszy słyszą to nazwisko, zachęcam do mocniejszego skoku w otchłań przeszłości. Tym, którym się jak zwykle nie chce, może pomóc ta sentencja: „Amerykański sympatyk anarchizmu, zabójca prezydenta Williama McKinleya". W ciągu kilkunastu dekad pojawiło się kilku śmiałków (w sumie czterech), którzy dokonali skutecznego zamachu na głowę państwa USA. Wśród nich trafił się potomek imigrantów z Polski. Dlatego też chwaląc się dobrami eksportowanymi z kraju nad Wisłą, należy udźwignąć sukcesy z zasadą dobrodziejstwa inwentarza.
Skoro już myślami zakotwiczyliśmy się w Ameryce Północnej, to przenosząc się o dokładnie 120 lat w przód (w momencie pisania tekstu mija dokładnie 12 dekad od zamachu na McKinleya), sytuacja na giełdzie w Nowym Jorku ma się znakomicie. Precyzując – wygląda znakomicie, pytanie tylko, czy tak faktycznie jest. S&P 500 pokonał barierę 4500 punktów. Nasdaq oddala się od psychologicznej wartości 15 000 pkt. Rentowności długoterminowych obligacji są poniżej 2 proc.
Będąc przy wskaźnikach giełdowych, należy przytoczyć jeden z najbardziej medialnych indykatorów ostrzegających przed korektą czy też bessą. Mowa o Buffett Indicator, który wprawdzie jest subiektywnym wskaźnikiem ikony rynków finansowych, to jednak jak na razie pozostaje w centrum światowej finansjery. Wskaźnik ten zakorzeniony jest w realnej strefie gospodarki, co może jednak zakrzywiać faktyczną rzeczywistość ze względu na niekończące się dozowanie finansowych anabolików Fedu. W chwili obecnej relacja całkowitej kapitalizacji rynkowej wszystkich akcji amerykańskich do całkowitego, nominalnego PKB USA jest w strefie historycznych odczytów. Bańka? Dopóki Fed mocno dmie, dopóty instrumenty polityki monetarnej grają najlepsze tony. A jak pojawi się góra lodowa, wówczas i historia Titanic's Orchestra zyska swoje drugie życie. Ale jak na razie cisza na oceanie...
Jest jednak coś, co ostrzega przed możliwym pęknięciem bańki. Mianowicie na rynku finansowym wciąż brakuje potwierdzenia ze strony bondów. Jak pokazuje historia ostatnich kilku dekad, hossa akcji współgra z bessą obligacji. Pod koniec 2019 r. i na początku 2020 r. doszło do tzw. negatywnej dywergencji pomiędzy ceną US30Y a S&P 500. Było to zjawisko poprzedzające krach na rynkach finansowych – zanim jeszcze covid dał o sobie znać. Wprawdzie dzisiaj istnieje wiele różnic pomiędzy tym, co widać na wspomnianych wykresach, niemniej jednak sierpniowe szczyty nie zostały potwierdzone co najmniej rocznymi minimami przez US30Y. Tego typu rozbieżność stanowi jeden z kluczowych znaków zapytania odnośnie do tego, na jakim etapie znajduje się obecnie rynek. Nie można jednocześnie zjeść jabłko i mieć jabłko. Albo być prawie w ciąży. A także funkcjonować jednocześnie jako kaczka czy też zając.