Teoretycznie od początku dnia mieliśmy do czynienia z atakiem popytu. Wystarczyło kilka minut handlu, by WIG20 znalazł się 1 proc. nad kreską. Problem jednak w tym, że po pierwszej szarży byki nie bardzo miały pomysł i chęci na kontynuację tego ruchu. Upływały więc kolejne godziny handlu, a inwestorzy nie wiedzieli, co robić dalej. Finansowe problemy chińskiej firmy Evergrande, które doprowadziły do przeceny w poniedziałek, wcale przecież nie zniknęły. Do kontynuacji wzrostu nie były w stanie przekonać nas nawet zwyżki na głównych europejskich parkietach. Te największe rosły po około 1,5 proc. To zawieszenie niestety nie wróżyło niczego dobrego. W drugiej części dnia podaż zaczęła się uaktywniać. Poranne zwyżki szybko topniały, a WIG20 niebezpiecznie zbliżał się do poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Na domiar złego od niezdecydowania rozpoczął się również dzień na Wall Street. Na ostatniej prostej pojawiło się więc pytanie, czy w ogóle uda się utrzymać wzrost. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,25 proc. Na pewno nie jest to skala wzrostu, która może cieszyć. Po wtorkowej sesji pozostał więc duży niedosyt.
Sesja pokazała też, że za wcześnie jeszcze na wieszczenie końca korekty. Sytuacja pozostaje bardzo napięta i dynamiczna. Tak też powinno być w kolejnych dniach. W środę swoje dorzuci amerykańska Rezerwa Federalna. ¶