Zacznijmy od pytania, które regularnie zadajemy sobie w "Parkiecie" już od pół roku - hossa trwa, a Polacy nie inwestują w akcje. Dlaczego?
Po pierwsze, Polacy boją się utraty oszczędności. Rynek akcji jest postrzegany jako ryzykowny. Czy nad Wisłą jesteśmy jakoś wyjątkowo konserwatywni? Nie. Nasze podejście do ryzyka nie różni się od tego, jakie mają inne społeczeństwa europejskie czy nawet światowe. Po drugie, uważamy, że nie mamy dostatecznej wiedzy, żeby inwestować. Na ten pierwszy czynnik możemy wpływać jedynie pośrednio, wynika on bowiem z ludzkiej natury. Na drugi możemy jednak oddziaływać i robimy to, m.in. przez różne akcje edukacyjne, jak nasze ostatnie "10 łatwych lekcji: jak inwestować w fundusze online", przy okazji oddziałując na pierwszy czynnik - im większą wiedzę mamy na jakiś temat, tym mniej się go boimy.
Przychodzi jednak taki moment, gdy historyczne stopy zwrotu z inwestycji robią się tak duże, że już nie potrafimy się powstrzymać - strach i niewiedza przestają się liczyć. Tak było w 2007 r.
Rzeczywiście, najczęściej jest to jednak najgorszy możliwy moment do inwestycji. Chciwość, podobnie jak strach, jest złym doradcą. Musimy poznać samych siebie na długo przed rynkową "górką". Jak to zrobić? We wspomnianych "10 łatwych lekcjach..." porównujemy apetyt na ryzyko inwestycyjne do ryzyka podejmowanego w sporcie. Jeżeli ktoś lubi wspinaczkę, można domniemywać, że tolerancję na ryzyko ma wysoką. Jeżeli woli chodzenie po parku z kijkami, powinien raczej wybierać spokojniejsze formy inwestycji.
A jeżeli najbardziej lubi siedzieć na kanapie?