Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com
„Inflacja będzie w tym roku raczej spadać, niż rosnąć", „oczekujemy dalszego spadku rentowności obligacji skarbowych", „wycenianie w tej chwili zaprzestania skupu aktywów przez banki centralne jest jeszcze przedwczesne", „fundusze obligacji będą w tym roku dalej zarabiać, choć trudno będzie dorównać wynikom z 2020 r." – to tylko część wybranych cytatów z prognoz czołowych polskich TFI na ten rok. Niestety, wielu zarządzających funduszami dłużnymi grubo się pomyliło w ocenie perspektyw rynku długu, a produkty, które w tym roku miały dać przynajmniej skromny zysk, zaczynają przynosić już bardzo poważne straty. Czy klienci, którzy posłuchali rad TFI i przez wiele miesięcy wcześniej kupowali fundusze dłużne, byli na to gotowi?
Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com
Z raportu IZFiA wynika, że w dwóch poprzednich latach opłaty za zarządzanie funduszami obligacji krótkoterminowych rosły, a to najpopularniejsze rozwiązania wśród klientów. Są jednak nadzieje, że to koniec podwyżek.
Po tym, jak w kwietniu złoto sięgnęło 3500 dol. za uncję, kruszec porusza się w trendzie bocznym, zawężając zakres ruchów.
Od dłuższego czasu TFI wykładają gotówkę na zakupy polskich akcji mimo przewagi umorzeń w tego rodzaju funduszach. Na ratunek przybywają pracownicze plany kapitałowe.
Rynek funduszy w tym roku mocno rośnie, ale manna nie spada każdemu. Z giełdowych TFI niekwestionowanym liderem jest towarzystwo kierowane przez Sebastiana Buczka. Pozostałe trzy nie radzą sobie z utrzymaniem klientów przy funduszach.
Choć od razu trzeba zaznaczyć, że to przede wszystkim bankowe TFI przyciągają kapitał, przenoszony najczęściej z depozytów. Przypływ podnosi jednak wszystkie łodzie, a więc i giełdowego Quercusa, który bije rekordy wyceny.
W II kwartale największe giełdowe TFI wypracowało 12,8 mln zł zysku netto, bijąc o 10 proc. prognozy BM Pekao.