Kurs franka jest w ostatnim czasie ujemnie skorelowany z notowaniami giełdowych indeksów. Przykładowo – WIG20, DAX i S&P500 straciły od początku sierpnia odpowiednio: 8 proc., 5 proc. oraz 3,3 proc. W tym samym czasie „szwajcar” zyskał względem złotego 2,5 proc., względem euro 1,4 proc., a wobec dolara 2,8 proc. To pokazuje, że w czasach, gdy na rynkach giełdowych dzieje się źle, kapitał ucieka do tzw. bezpiecznych przystani. A za jedną z tych ostatnich frank niewątpliwie uchodzi.
- Rynki wciąż się boją, a to powoduje, że inwestorzy przenoszą środki do mniej ryzykownych miejsc. Przykładem jest chociażby złoto czy frank szwajcarski. Wczoraj, po raz kolejny zobaczyliśmy maksima. Kruszec jest najdroższy od 6 lat, a frank od dwóch lat i to zarówno względem złotego, jak i euro – komentuje Maciej Przygórzewski - główny analityk w Internetowykantor.pl.
Czego rynki ta bardzo się boją? Otóż w ostatnim czasie mamy swoistą kumulację czynników ryzyka. Po pierwsze – eskalacja konfliktu handlowego na linii Waszyngton – Pekin. Po drugie – wzrost ryzyka tzw. twardego Brexitu, spowodowane wypowiedziami nowego premiera Borisa Johnsona. Po trzecie – niepokojące dane makro z europejskich gospodarek, w tym głównie z Niemiec.
Chociażby dziś sierpniowy odczyt instytutu ZEW pokazał, że nastroje u naszych zachodnich sąsiadów są najgorsze od 2011 r. (indeks wyniósł -44,1 pkt w porównaniu z oczekiwanymi -28,5 pkt). Do tego wszystkiego dochodzi też panika na rynku argentyński (wczoraj Merval zanurkował o 38 proc.). - Przegrana przyjaznego rynkom Mauricio Macri w prawyborach w Argentynie stała się powodem do paniki na lokalnym rynku z wtórnymi wstrząsami odczuwalnymi na Wall Street – tłumaczy Konrad Białas, główny ekonomista TMS Brokers.