Ekonomiści z Akademii Leona Koźmińskiego sprawdzili, jaki wpływ na rynkową wycenę spółek mają polityczne nominacje na funkcje w zarządach i radach nadzorczych. Unikatowe w tym badaniu było podejście długookresowe, a także zróżnicowane ujęcie doświadczeń zawodowych polityków.
Straty przez brak kompetencji
Podzielono ich bowiem na cztery grupy: osoby o doświadczeniu w administracji państwowej sprzed wielu lat i na niskim szczeblu, osoby o świeżej politycznej przeszłości, ale też na niskich stanowiskach. Tu mogą mieścić się zwykli urzędnicy, inspektorzy czy referenci.
Dwie kolejne grupy to osoby, których ścieżka kariery prowadziła przez wysokie stanowiska publiczne oraz byli politycy o wysokich kompetencjach i długim stażu państwowym. To tak zwana najwyższa administracyjna liga, w tym dyrektorzy, naczelnicy, ale też zapewne sekretarze stanu czy ministrowie.
Czytaj więcej
Firmy państwowe są beneficjentami globalnej hossy w swoich sektorach. Radzą sobie jednak gorzej niż zagraniczni konkurenci. Inwestycja w spółki SP obarczona jest ryzykiem polityczno-regulacyjnym, co dobrze obrazują niedawne zmiany w przepisach o wezwaniach.
Okazuje się, że największy i negatywny wpływ na rynkową wycenę spółek mają nominacje osób z dwóch pierwszych grup, gdzie wspólnymi cechami jest doświadczenie z pracy na niskich szczeblach administracji oraz brak profesjonalnych kompetencji.