Z zebranych przez nas danych wynika, że średnio za status giełdowej spółki trzeba było zapłacić ponad 10 proc. wartości oferty papierów. To absolutny rekord od początku boomu na rynku pierwotnym, czyli od 2004 r. Dla porównania, w bardzo trudnym 2008 r. średni koszt pozyskania kapitału sięgnął 7 proc., a w 2007 r. spółki za pieniądze z giełdy płaciły przeciętnie 4,3 proc. uzyskanych środków.
Rekordzistą była spółka Vindexus, gdzie relacja poniesionych kosztów do pozyskanych środków wyniosła prawie 50 proc. Wynikało to z faktu, że spółce nie udało się pozyskać tylu pieniędzy, ile pierwotnie zamierzała. Oferta opiewała na 2,5 mln akcji, jednak sprzedano niecałe 300 tys. walorów, a koszty trzeba było ponieść takie same. Rekordzistą wszechczasów pod tym względem jest IZNS, który w 2008 r. za wejście na emisję zapłacił trzy razy więcej pieniędzy, niż uzyskał od inwestorów. Ponieważ do najważniejszych czynników, które składają się na ogólne koszty, zaliczyć należy wielkość emisji, dziwić nie może, że najmniej w relacji do pozyskanych środków zapłaciły debiutujące spółki państwowe. Koszty emisji PGE i Bogdanki wyniosły tylko nieco ponad 1 proc. wartości ofert.
Warto zauważyć, że słaba koniunktura na rynku pierwotnym w ubiegłym roku sprawiła, że firmy chętniej korzystały z gwarancji. Stąd na dziesięć firm, które przeprowadziły oferty, aż cztery skorzystały z usług subemitenta. W 2008 r. takich firm było tylko trzy na 26, jakie przeprowadziły oferty.
Wyraźnie wzrosły też koszty ofert dla spółek już notowanych, które zdecydowały się w ubiegłym roku na nowe emisje. Przeciętnie zapłaciły za nie około 7 proc. emisji. W 2008 r. było to niespełna 3 proc. W ubiegłym roku wyraźnie wzrosły koszty przygotowania i przeprowadzenia oferty. Pochłonęły one średnio przeszło 40 proc. wszystkich kosztów, podczas gdy w 2008 r. było to 23 proc. Mniej więcej na stałym poziomie utrzymały się koszty sporządzenia prospektu i koszty doradztwa. Zdecydowanie mniej niż przed rokiem spółki wydawały na promocję oferty.