– Podczas warsztatów chcemy opracować model współpracy i oszacować, na jaką skalę możemy tam robić interesy. Jeśli po wizycie będziemy tak samo entuzjastyczni jak po dokonanym niedawno rekonesansie tego rynku, to za miesiąc przygotujemy wstępną ofertę, w październiku przeprowadzimy testy, a w przyszłym roku będziemy rozbudowywać biznes – ujawnia Wojciech Bieńkowski, prezes Arterii.
Zaznacza, że nie chce na siłę wychodzić poza granice Polski. – Nie traktujemy tego ambicjonalnie. Kluczowa część naszego biznesu jest i zawsze będzie w Polsce. Na Ukrainę wejdziemy dopiero wtedy, gdy stwierdzimy, że można tam zrobić biznes przynoszący rocznie ok. 2–3 mln zł zysku brutto – podkreśla szef Arterii. Twierdzi jednocześnie, że z ukraińskiego rynku można wyciągnąć wielokrotnie więcej, bo nie ma tam podmiotu oferującego kompleksowo usługi podobne do proponowanych przez Arterię. – Jeśli poszlibyśmy na całość w inwestycjach, moglibyśmy zarabiać nawet 10–15 mln zł rocznie.
Ale Arteria będzie dążyć do tego, by wejść na Ukrainę jak najmniejszym kosztem. Ryzyko związane z prowadzeniem interesów po wschodniej stronie granicy chce ograniczyć, organizując biznes na bazie struktur lokalnych partnerów. – Rynek usług call center jest na Ukrainie zorganizowany, więc moglibyśmy korzystać z usług tamtejszych dostawców. Nie ma natomiast mobilnych struktur sprzedaży. Moglibyśmy je zorganizować, ale lepszym dla nas rozwiązaniem byłoby, gdyby zajął się tym nasz partner bankowy. W takim modelu nie musielibyśmy tworzyć na Ukrainie spółki działającej operacyjnie, więc nasze ryzyko byłoby minimalne. Ograniczyłoby się do powołania tam spółki rozliczającej transakcje i delegowania grupy 5–6 osób do pracy koncepcyjnej – wyjaśnia Bieńkowski.
Dodaje, że z żadnym z ukraińskich partnerów nie zamierza podpisywać umowy na wyłączność. – Bank, z którym planujemy warsztaty, ma być naszym pierwszym, ale nie wyłącznym partnerem i ma nam zapewnić szansę na ekspansję. Im zależy na współpracy, bo mają ambitną strategię w obszarach dystrybucyjnych, a organizując te usługi samodzielnie, ponosiliby większe ryzyko – twierdzi prezes Arterii.