– Odsetek firm wpisanych do KRD jest relatywnie wysoki. Jednak sama średnia kwota to niespełna 0,5 mln zł, a z całej kwoty aż blisko 2/3 stanowi dług jednego podmiotu. Przeciętny poziom przypadający na jedną spółkę jest zatem niewielki, jeśli porównywalibyśmy go z rocznymi obrotami tych firm lub stanem ich wszystkich zobowiązań – komentuje Krzysztof Pado, analityk DM BDM. W podobnym tonie wypowiada się Dominik Niszcz z Raiffeisen Brokers. – Ogólna kondycja polskich spółek jest bardzo dobra, a wybrani przedstawiciele wpisani do Rejestru Długów należą do mniejszości – twierdzi. Radzi, by podchodzić do kwestii zadłużenia selektywnie: uważać na wybranych emitentów, ale nie niepokoić się przesadnie stanem zadłużenia całości sektora spółek giełdowych.
Palmę pierwszeństwa w tym niechlubnym zestawieniu w dalszym ciągu dzierży branża budowlana, która najwyższe miejsce na podium zajmuje od pilotażowego badania z listopada 2015 r.
– Wpis do KRD bywa często formą wywarcia presji na dłużniku. Dodatkowo rok 2016 jest dla branży bardzo słaby, ze względu na opóźnienie w realizacji inwestycji infrastrukturalnych z nowej perspektywy unijnej – wskazuje Pado.
Dane KRD pokazują obraz spójny z tym, co od pewnego czasu sygnalizuje Euler Hermes w comiesięcznych publikacjach dotyczących upadłości. – Od II półrocza wskazujemy na dokonującą się właśnie zmianę trendu i prognozujemy, że 2016 r. będzie pierwszym od kilku lat rokiem, gdy upadnie więcej firm niż rok wcześniej – przestrzega Tomasz Starus z zarządu Euler Hermes.