W poniedziałek DAX wzrósł do 12 831 pkt, wyznaczając nowe maksimum wszech czasów. Niemiecki wskaźnik jest już 3,6 proc. powyżej poprzedniego szczytu z 2015 r. i 57 proc. powyżej szczytu poprzedniej hossy z 2007 r. Nowy rekord to nie przypadek. Rynkom sprzyjają czynniki polityczne, ekonomiczne i sytuacja na wykresach kursów. W tym kontekście obiecująco wyglądają perspektywy dla GPW. Zwłaszcza że indeks WIG od szczytu wszech czasów dzieli tylko 10 proc.
Niemiecka lokomotywa
Bezpośrednią przyczyną poniedziałkowego rekordu we Frankfurcie były wyniki wyborów w Nadrenii Północnej-Westfalii. – CDU wygrała w najbardziej zaludnionym landzie, gdzie głosy oddaje ponad 20 proc. niemieckich wyborców. Dotąd władzę sprawowała tu SPD. Dlatego sam fakt, iż partia dostała tu ponad 3 pkt proc. mniej niż partia Angeli Merkel, jest mniej istotny niż przejęcie władzy przez politycznego rywala. To lokalne rozdanie może nadać bieg kampanii wyborczej i przełożyć się na sukces CDU jesienią – komentuje Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers. Taka perspektywa jest kolejnym po triumfie Emmanuela Macrona we Francji i przegranej Geerta Wildersa w Holandii czynnikiem zmniejszającym ryzyko rozpadu Unii Europejskiej. To uspokaja inwestorów i zachęca do kupowania akcji. Widać to chociażby po zachowaniu indeksu MSCI Emerging Markets, który od początku roku wzrósł o 16,5 proc. i w piątek po raz pierwszy od dwóch lat znalazł się powyżej 1000 pkt.
Za zwyżkami cen akcji przemawia nie tylko polityka, ale też dane makro. – Od ponad pół roku strefa euro przeżywa ożywienie, które nie wykazuje jeszcze symptomów zmęczenia. Rosnące od Włoch przez Francję po Niemcy wskaźniki PMI, czy to dla przemysłu czy usług, świadczą o poprawiającej się koniunkturze. Wzrost zatrudnienia, dobre nastroje konsumentów i przedsiębiorców przestały być domeną jedynie niemieckiej gospodarki – uważa Jarosław Niedzielewski, dyrektor Departamentu Inwestycji w Investors TFI.
Efekt Donalda Trumpa
Nowy rekord w cenach intraday wyznaczył w piątek S&P 500. Amerykański indeks znalazł się na poziomie 2403 pkt, a więc 52 proc. powyżej szczytu z 2007 r. Od momentu, gdy gospodarzem Białego Domu został Donald Trump, indeks zyskał 14 proc. Inwestorom podoba się protekcjonistyczne nastawienie prezydenta USA i jego obietnice fiskalnego wsparcia dla przedsiębiorców. Ponadto ostatnie dane z rynku pracy pokazały spadek bezrobocia do 4,4 proc., a więc poziomu najniższego od dekady. Gospodarka ma się dobrze, a perspektywa kolejnych podwyżek stóp procentowych przez Fed nie odstrasza inwestorów. Coraz bardziej prawdopodobne jest to, że w czerwcu dojdzie do zaostrzenia, co będzie oznaczać, że koszt pieniądza wzrośnie od dołka już o 1 pkt proc. – Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w listopadzie 2004 r., w maju 1994 r., we wrześniu 1987 r. oraz w sierpniu 1977 r. W żadnym przypadku nie był to koniec hossy na rynku akcji. Obecnie na horyzoncie raczej nie widać źródła potencjalnych kłopotów, ale na podstawie historycznych precedensów można ocenić, że w ciągu dziewięciu miesięcy potencjał wzrostowy S&P 500 nie przekracza 7 proc. – tłumaczył ostatnio na łamach „Parkietu" Wojciech Białek, główny analityk CDM Pekao.