– Jest jednak miejsce w tym miejscu na nutę optymizmu. – Ci, którzy dziś kupią akcje, z dużą pewnością za kilka lat będą mogli cieszyć się dużymi zyskami, o ile przetrzymają możliwe spadki w kolejnych dniach czy miesiącach – dodaje Marcin Materna.
Bardzo tanie akcje okazją w długim terminie
Zdaniem Emila Łobodzińskiego, dorady inwestycyjnego w BM PKO BP, zarówno tempo, jak i skala spadków skłania do myślenia, że sporo złego jest już w wycenach spółek. – Zachowanie indeksów (paniczna wyprzedaż), szorujące po dnie wskaźniki nastrojów czy bardzo wysoki poziom strachu wskazują, że albo już jesteśmy, albo bardzo szybko zbliżamy się do momentu przynajmniej krótkoterminowego przesilenia. Zakładając, że epidemia nie spowoduje ograniczenia gospodarki na wiele miesięcy, a raczej co najwyżej na kilka tygodni, inwestorzy, zwłaszcza długoterminowi, powinni szukać potencjalnych spółek do kupna (co nie znaczy, że już kupować). Oczywiście trzeba pamiętać, że w najbliższym czasie informacje o koronawirusie napływające na rynek raczej nie będą pozytywne. Ale to właśnie w takim negatywnym otoczeniu będzie kształtował się potencjalny dołek – wskazuje ekspert. Z pozytywnych informacji warto wskazać na istotną stabilizację w Chinach oraz świadomość decydentów o konieczności podjęcia działań zarówno w sferze monetarnej, jak i fiskalnej. – Decyzje Rezerwy Federalnej, Europejskiego Banku Centralnego czy Banku Anglii są tego przykładem. Przy czym wydaje się, że teraz oprócz polityki monetarnej bardzo duże znaczenie będą miały działania fiskalne związane z pomocą z jednej strony konsumentom, a z drugiej najbardziej dotkniętym spółkom, zwłaszcza usługowym. Niezależnie jednak od powyższego kluczowym czynnikiem wpływającym na nastoje panujące na giełdach będą pierwsze dobre informacje dotyczące walki z koronawirusem, np. spadająca liczba zachorowań, skuteczny lek – uważa Łobodziński.
Opinie
Konrad Białas główny ekonomista, TMS Brokers
Trudno mówić o dyskontowaniu scenariuszy, kiedy podstawowym bodźcem, którym kierują się inwestorzy na rynkach akcji, jest szukanie płynności bez zważania na ceny czy poziomy techniczne. Można ogólnie przyjąć, że inwestorzy przygotowują się na najgorszy scenariusz, w którym epidemia koronawirusa rozprzestrzenia się w niekontrolowany sposób, co skutkuje zamknięciem głównych siedlisk ludzkich, prowadząc do recesji w światowej gospodarce, wstrzymania aktywności gospodarczej, fali bankructw przedsiębiorstw. Jednak wątpię, aby w obecnej sytuacji ktokolwiek teraz analizował konkretny scenariusz, jego skalę i czas trwania. Niepewność wśród inwestorów potęguje strach, że jeśli nie ucieknę z rynku teraz, a inni to zrobią, jutro może już nie być czego lub jak sprzedawać. Dlatego spirala paniki się nakręca, a komentarze władz GPW o możliwym wstrzymaniu notowań tylko dolewają oliwy do ognia i potęgują popłoch wśród inwestorów na polskiej giełdzie. Jeśli władze na Zachodzie wezmą przykład z Chin w zarządzaniu epidemią, powinniśmy szybciej zobaczyć uspokojenie. Problem w tym, że decydenci w USA i strefie euro obruszają się na samą myśl, że mogliby wzorować się na działaniach Pekinu. JIM
Maciej Bobrowski dyr. wydziału zarządzania portfelami inwestycyjnymi, DM BDM
Przez kilkanaście sesji obserwowaliśmy bardzo duże spadki na GPW oraz rynkach zagranicznych. Początkowe informacje o problemach w Chinach spowodowanych rozprzestrzenianiem się wirusa zostały na rynkach akcji w USA czy Unii zbagatelizowane. Momentem zwrotnym była informacja o sytuacji w okolicach Mediolanu. Potem już każdy dzień przynosił coraz większe emocje i wejście w okres paniki. Działania władz krajów UE zmierzające w kierunku pełnej kwarantanny całego społeczeństwa wywołały popłoch inwestorów. Takiego scenariusza inwestorzy nie dyskontowali od dziesięcioleci. Inwestorzy długo żyli w świadomości, że banki centralne po kryzysie z 2008 r. wypracowały sprawdzone już w praktyce mechanizmy kontrolowania sytuacji na rynkach w sytuacjach wymagających szybkiego wsparcia. Teraz jednak definiujemy problem w sferze, na którą bezpośrednio banki centralne nie są w stanie odpowiedzieć w sposób zadowalający rynki. Swoista hibernacja niemal całej UE przynajmniej na kilka tygodni prawdopodobnie spowoduje bardzo zauważalny efekt w przyszłych odczytach makro. Pytanie, czy okres kwarantanny w poszczególnych krajach potrwa kilka tygodni, czy zamieni się w miesiące. JIM