W styczniu br. inwestorzy detaliczni kupili obligacje skarbowe za niemal 2,5 mld zł. Łącznie w dwóch pierwszych miesiącach roku przeznaczyli więc na ten cel 4,8 mld zł. To więcej niż w całym 2016 r., zanim popyt na tzw. obligacje oszczędnościowe zaczął rosnąć pod wpływem poprawy sytuacji finansowej gospodarstw domowych.
W całym 2019 r. inwestorzy detaliczni kupili obligacje skarbowe za niemal 17,3 mld zł, po 12,7 mld zł w 2018 r. i 6,9 mld zł rok wcześniej. W pierwszych dwóch miesiącach ub.r. sprzedaż tych papierów wyniosła 2,1 mld zł, a więc o ponad połowę mniej niż tym samym okresie br.
Skokowy wzrost zainteresowania obligacjami skarbowymi w ostatnich miesiącach wiąże się z przyspieszającą inflacją. W lutym, jak podał w piątek GUS, wyniosła ona 4,7 proc. rok do roku, najwięcej od jesieni 2011 r. W związku z tym, że od marca 2015 r. Rada Polityki Pieniężnej utrzymuje stopy procentowe w Polsce na rekordowo niskim poziomie, wzrost inflacji oznacza spadek realnego oprocentowania lokat w bankach, które i tak od trzech lat jest niemal nieprzerwanie ujemne.
Wpływ inflacji na skłonność Polaków do inwestowania w obligacje skarbowe widać w strukturze ich sprzedaży. W lutym ponad 47-proc. udział w sprzedaży obligacji oszczędnościowych miały papiery czteroletnie, które mają zmienne oprocentowanie, gwarantujące stopę zwrotu powyżej inflacji. Za kolejnych 9,7 proc. sprzedaży odpowiadały papiery 10-letnie, które także mają oprocentowanie powiązane z inflacją. Łącznie udział 4- i 10-latek w sprzedaży wyniósł 57 proc., podobnie jak w styczniu. Tak wysoki nie był od co najmniej 2014 r.
Jeszcze 2019 r. w strukturze sprzedaży obligacji detalicznych dominowały papiery krótkoterminowe: trzymiesięczne, dostępne od 2017 r., oraz dwuletnie. Łącznie ich udział w popycie ma dług rządu wynosił niemal 50 proc., a w styczniu i lutym br. już około 40 proc. Obie serie obligacji mają stałe oprocentowanie, które obecnie wynosi – odpowiednio – 1,5 i 2,1 proc. To oznacza, że w ujęciu realnym obligacje te przynoszą straty.