W poniedziałek powiało grozą. Po południu w Europie na plusie był tylko OMX Riga. Pozostałe indeksy, w tym polskie, traciły od -1 proc. do nawet -4 proc. Za oceanem też było nerwowo. Na pół godziny przed otwarciem handlu na Wall Street kontrakty na S&P 500 nurkowały o 1,8 proc. Ponadto o 1,3 proc. taniała ropa WTI, a o 1,6 proc. złoto. Fala podaży szerokiej klasy aktywów pokazuje, że globalna awersja do ryzyka przybiera niebezpieczne rozmiary.
Koniec covidowej hossy?
WIG20 spadał w poniedziałek po południu nawet o 2,3 proc., do 1692 pkt. To najniższy poziom od końca maja, co oznacza, że notowania opuszczają dołem trwającą od czerwca konsolidację. – Z punktu widzenia analizy technicznej, do poziomu 1682 pkt, aktualny układ jest w fazie korekty. Zejście na niższe poziomy zmieniałoby perspektywę rynku i zwiększałoby zagrożenie testu nawet dołka z marca – tłumaczy Sobiesław Kozłowski, ekspert Noble Securities. Jeśli ten scenariusz się ziści, „covidowa hossa" okaże się tylko korekcyjną falą B, a więc falą pułapki. Zgodnie z tym schematem po fali B następuje fala C, czyli fala rozczarowania, której potencjalny początek właśnie obserwujemy. – WIG20 spadł do okrągłego poziomu 1700 pkt, wybijając się tym samym w dół z trwającej od czerwca konsolidacji. Poza opisanym sygnałem technicznym krajowym blue chips ciąży zachowanie rynków w Europie Zachodniej, gdzie odwrót od ryzykownych aktywów może być pochodną rosnącej liczby zachorowań na Covid-19, która w całej UE dorównuje już poziomowi z USA. W takim otoczeniu wydaje się, że przewaga sprzedających w krótkim terminie może zostać utrzymana – uważa Michał Krajczewski, ekspert BM BNP Paribas. Warto dodać, że w sobotę po raz pierwszy od początku pandemii liczba dziennych przypadków choroby przekroczyła u nas 1000. W kiepskie nastroje podczas poniedziałkowej sesji wpisywały się też dane makro z polskiej gospodarki. Produkcja budowlano-montażowa i sprzedaż detaliczna w sierpniu wypadły w ujęciu rok do roku gorzej, niż prognozowano. Argumentów do sprzedaży akcji nie trzeba więc było specjalnie szukać.
Szeroka fala podaży
Licząc od lipcowego szczytu 1884 pkt do poniedziałkowego minimum, WIG20 stracił 10 proc. Ten rozmiar zniżki wciąż mieści się w kategoriach korekty, ale margines bezpieczeństwa staje się coraz mniejszy. Zwłaszcza że w poniedziałek widać było wyraźny odpływ kapitału w kierunku walut uznawanych za bezpieczne przystanie. Dolar, frank i jen zyskiwały do złotego po ponad 1 proc. Złoto ze swojej roli „safe haeven" wywiązywało się gorzej. Strata 1,6 proc. była relatywnie mniejsza niż spadki notowane w tym samym czasie głównych indeksów giełdowych.
Pod presją podaży pozostawały w poniedziałek nie tylko WIG20, ale też druga i trzecia linia GPW. mWIG40 tracił po południu 2,3 proc. i znalazł się najniżej od czerwca. Wskaźnik maluchów natomiast spadał o 1,5 proc., a NCIndex o 3,2 proc. Wśród indeksów branżowych na plusie były tylko WIG-telekom (efekt wezwania na Playa) oraz WIG-spożywczy. Pozostałe wskaźniki sektorowe spadały, przy czym liderem zniżek był WIG-banki tracący 4,6 proc. Indeks ten pogłębił wiosenny dołek i po raz pierwszy od ponad dekady znalazł się poniżej 3600 pkt. Presję podaży wywierały po południu indeksy amerykańskie. S&P 500 i Nasdaq Composite traciły po otwarciu po ponad 1 proc., pogłębiając dołki korekt. Pierwszy traci od szczytu 9,5 proc., a drugi 12,5 proc.
Co może odwrócić niekorzystne tendencje? – Rynek oczekuje pozytywnych informacji odnośnie szczepionki, pakietu stymulującego gospodarkę w USA, polityki monetarnej albo osiągnięcia sygnałów wyprzedania (wskaźniki AT, rynkowy nastrój i pozycjonowanie) – mówi Krajczewski. – Wrzesień i październik to miesiące krachów, choć zmiana celu inflacyjnego Fedu wydaje się być istotnym bezpiecznikiem – mówi Kozłowski, ale ostrzega jednocześnie przed ryzykami lokalnymi. – Ostatecznie słabość rynków wschodzących, banków oraz ryzyko przedterminowych wyborów w Polsce (jako klasyczny czarny łabędź) są istotnym argumentem podaży – mówi ekspert.