Ryzyko związane z dziesięciolatkami okazało się mniejsze niż z dwulatkami. Dla mnie, prostego magistra ekonomii, zaświeciła się lampka, że coś jest nie tak. Przez lata edukacji i zdobywania doświadczenia w praktyce, jako dawca kapitału w czwartkowe wieczory studenckie, w moim hipokampie zakotwiczyło się jedno: większe ryzyko, więcej procentów. Czy też na odwrót. Nie trzeba tutaj doktoratu, aby wiedzieć, że im dłużej mija czas od udzielenia pożyczki, tym większe jest prawdopodobieństwo niedomknięcia transakcji. Wynika to z faktu, że inwestycja długoterminowa narażona jest na więcej zdarzeń losowych, których nie można wcześniej przewidzieć. Rośnie ryzyko, a wraz z nim premia. Podobnie jest z obligacjami, które są umową pomiędzy dawcą a biorcą kapitału. Obligatariusz z założenia chce większy procent z dłuższej inwestycji. A co, jeżeli chce mniej? Taka aberracja nie jest czymś normalnym w gospodarce, ale w ekonomii zdarzają się takie sytuacje. Szczególnie gdy rośnie inflacja, a wraz z nią stopy procentowe. Dwa lata temu rentowności dwulatek były już na wznoszącej się prostej, a dziesięciolatki jeszcze w sierpniu zaliczyły lokalne dno. Pojawiła się tzw. inwersja, czyli coś odwrotnego do normalności. Obligacje dwuletnie osiągnęły rentowności 2,82 proc., a dziesięcioletnie kwotowane były po 2,81 proc.
Wcześniej podobna sytuacja była w kwietniu 2022 r., ale wystąpiła tylko przez kilka dni. Podobnie było w sierpniu 2019 r. i skończyło się na kilku sesjach niepewności na rynku. Jednakże wydarzenia sprzed dwóch lat, jak się później okazało, były historycznym przełomem. Inwersja nie zniknęła po tygodniu ani po miesiącu. Według stanu na koniec lipca rozpoczął się trzeci rok występowania tego zjawiska. Jak długo potrwa i jakie to ma znaczenie dla rynku? Pierwsze pytanie, jak zawsze pozostanie bez odpowiedzi. Wielu inwestorów chciałoby posiąść zdolność władania czasem. Wiedza to władza! Posiadanie wiedzy nt. dokładnego czasu trwania inwestycji zapewne zwiększyłoby zyski. Nie wspominając o komforcie gry na giełdzie. Jakże cudownie byłoby zamknąć komputer na długie tygodnie tylko po to, aby finalnego dnia i na samym szczycie zadzwonić do swojego maklera ze zleceniem DDM. Wiedzieć, kiedy sprzedać, to jest wizja pięknego świata, o czym nawet J. Lennon nie śnił, śpiewając „Imagine”. I tutaj z pomocą przychodzi świetna riposta duńskiego noblisty N. Bohra, który w takich momentach zwykł mawiać: „Ale brak wiedzy nie oznacza jeszcze braku władzy”.
Wracając do odpowiedzi na pytanie „kiedy”, można jednak co nieco wywnioskować z wykresu i kalendarza. Tendencja na rynku długu znacząco się zmieniała i inwersja zaczęła ewidentnie zanikać. Według dzisiejszego odczytu rozbieżność pomiędzy dziesięciolatkami a dwulatkami to około -0,2 proc. Dla porównania rok temu w lipcu wartość ta wynosiła aż -1,08 proc. Tak mała inwersja jak obecnie była ostatnio w lipcu 2022 r., czyli praktycznie na samym początku zawirowań na rynku długu. Jeżeli obserwowana tendencja się utrzyma, wówczas w najbliższych tygodniach, a może i dniach dziesięcioletnie papiery znów będą miały wyższą rentowność niż dwuletnie obligacje USA. I tutaj należałoby przejść do drugiej części materiału, niestety już mniej przyjemnego w odbiorze.
Skoro inwersja na rynku długu trwa już ponad dwa lata, to z pewnością nie jest już to aberracja. Jest to zjawisko, którego w ostatnich dekadach nie da się do niczego innego porównać na rynku finansowym. Namiastkę analogii można jednak znaleźć w dwóch okresach ostatniego ćwierćwiecza. Pierwsze podobieństwo do obecnych wydarzeń widać w 2000 r. Wówczas przez dziesięć miesięcy występowała odwrócona krzywa dochodowości, obrazująca zjawisko rozjechania się rentowności krótko- i długoterminowych obligacji. Z ostatnim dniem grudnia inwersja zanikła. Był to już schyłek hossy na rynku akcji. S&P 500 szczyt miał za sobą, a przed sobą daleką podróż na południe. Do podobnej sytuacji doszło w 2007 r. Po wielu miesiącach inwersji na rynku długu impet hossy na Wall Street hamował.
Kiedy już na dobre tendencja na rynku długu zmieniła się i dziesięcioletnie papiery zyskały wyższe rentowności, na rynkach akcji byki znajdowały się na ostatniej prostej hossy.