A więc to jest historia?

„Wilk z Wall Street”. Kto nie obejrzał tego filmu, ten nie powinien się uważać za miłośnika rynków kapitałowych, lecz czym prędzej nadrobić brak. Nic więc dziwnego, że wizyta w ubiegłym tygodniu w Warszawie Jordana Belforta wywołała poruszenie i ściągnęła setki osób zaciekawionych żywą legendą. Bohater filmowej fikcji, w poprzednim życiu makler z dużymi problemami i żywiołową karierą…

Publikacja: 03.12.2023 21:00

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościo

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Na początku był właśnie Jordan Belfort. „Wilk” narodził się później, kiedy giełdowe wybryki Belforta odegrał brawurowo Leonardo Di Caprio. Słuchając występu JB, opowiadającego kawał swojej kariery dokładnie tak, jak widzieliśmy to w filmie, miałem wrażenie, że nie da się rozstrzygnąć pewnego zagadnienia. A mianowicie, czy to Wilk podyktował twórcom „Wilka z Wall Street” scenariusz, czy też może film podrzucił Wilkowi pomysł na to, jak opowiadać swoje życie.

Ten drugi porządek rzeczy wydaje się nawet bardziej prawdopodobny. W tym przypadku nie było tak, że najpierw w historii zaistniała jakaś postać. Jakiś, powiedzmy, Bonaparte, Gandhi, Oppenheimer, Kolumb lub lalka Barbie, a następnie powstało o niej dzieło literackie lub filmowe. Tutaj był Jordan Belfort, makler z Wall Street, a raczej z off-Wall Street. Jego życie nie wyniosło go wcale do jakiejś niebotycznej wielkości. I nie chodzi tu o to, czy byłaby to wielkość świętego, czy przestępcy. Po prostu mówimy o postaci innego, bardziej ludzkiego, nieledwie zwyczajnego formatu. To dopiero Leo uczynił go człowiekiem, którego chce się słuchać, oglądać, i zrobić sobie z nim fotkę. Fakt, film nakręcono na podstawie książki autobiograficznej. Co zresztą jest anegdotycznym dowodem na to, że jeśli już ktoś narozrabiał spektakularnie, za co później trafił do więzienia, to warto potem napisać książkę i liczyć na to, że ktoś kupi prawa do ekranizacji. Następnie trzeba trzymać kciuki za to, by film okazał się blockbusterem, co pierwowzorowi postaci filmowej pozwoli na dostatnie życie dzięki zawodowi mówcy motywacyjnego.

Chce się słuchać Belforta, ale czy warto. Oto jest pytanie. Naszło mnie już po kilkunastu minutach przysłuchiwania się jego mowie, choć nie ukrywam, że z równą, o ile nie większą, uwagą słuchałem jej tłumaczenia na polski. Po dziesięciu godzinach konferencji, z moim własnym wystąpieniem na jej otwarcie, koncentracja na totalnie amerykańskim angielskim była zbyt dużym wyzwaniem. A tłumacz tłumaczył widowiskowo, gestykulacją i skrętami ciała dodając sobie dynamiki, by utrzymać momentum tłumaczenia. Posypał się tylko raz, gdy padło pojęcie „penny stocks”. Ale to było zabawne, choć łatwe do uniknięcia. Czego jak czego, ale tego, że JB będzie obficie rzucał tym wyrażeniem, można się było spodziewać.

Jordan postanowił za to dokładnie wytłumaczyć, co to jest „reverse split”. Przy okazji określił się jako ktoś, kto „reverse split” wymyślił. Kierował się konkretną potrzebą znalezienia sposobu na to, jak przemóc niechęć zamożnych inwestorów do akcji groszowych.

Nie wiem, może to i Belfort wymyślił „reverse split”. Jeśli tak było, to znaczy że polski rynek kapitałowy, na którym wprowadzaliśmy w latach dziewięćdziesiątych takie operacje papierami wartościowymi, jak „split” i „reverse split”, zawdzięcza coś wprost Wilkowi z Wall Street. Pamiętam jeszcze, jak pisząc regulamin KDPW, wymyślałem polskie odpowiedniki tych terminów. Niestety nie były to produkcje najwyższej jakości, bo skończyło się na opisowych określeniach, takich jak „zmniejszenie wartości nominalnej akcji bez obniżania kapitału akcyjnego”. I w sumie żal, że konceptów już zupełnie naszych, polskich, tworzonych pod konkretne problemy i potrzeby rynku, takich jak PDA (prawo do akcji) czy JPP (jednostkowe prawo poboru) nie poznał świat. Ale może jeszcze nic straconego?

Zasadnicza refleksja po tym wystąpieniu jest jednak całkowicie na serio. Miałem wrażenie, że słucham opowieści kogoś, kto mówi użytkownikom smartfonów o tym, jak kiedyś wyglądały i jak działały maszyny do pisania. Może trochę przesadzam. Ale Wall Street z lat dziewięćdziesiątych i rynki giełdowe dzisiaj to dwa różne systemy. Pod każdym niemal względem. Zatem opowieść o giełdzie z lat dziewięćdziesiątych to bardziej opowieść sentymentalna i historyczna niż o współczesności.

W takim razie być może jest to narracja o technikach sprzedaży? O marketingu? Tak, bezsprzecznie jest, ale bez wstrząsów poznawczych. Ale, ale, napominam sam siebie. Być może dla innych JB jest postacią charyzmatyczną, a usłyszeć coś od kogoś takiego, nawet jeśli to samo w sobie nie jest specjalnie rewelatorskie, zawsze warto.

Może jest to zatem opowieść o ciekawym życiu? Oczywiście, że tak, ale ta sfilmowana jest nawet lepiej opowiedziana, niż czyni to pierwowzór. A zarazem obie w scenopisie są niemal identyczne.

Może przynajmniej Jordan Belfort jest postacią wyjątkową jako chodzące zło finansowe? Hm, kiedy myślę o takich wyczynowcach w dziedzinie oszustw finansowych, jak Sam Bankman-Fried, Bernard Madoff czy Elisabeth Holmes, to właśnie oni wydają mi się złymi wilkami. Jordan to przy nich najwyżej miś koala (ale uwaga, podobno lepiej ich nie przytulać!). Żyjący w poczciwej epoce, wolnej od wielkich krachów, spektakularnych bankructw, masowych manipulacji, deep fakes i w ogóle udawanej rzeczywistości.

Szczerze mówiąc, to znacznie bardziej interesujące byłoby dla mnie, gdyby Jordan Belfort opowiedział, co czuł, kiedy rozpoczynał odbywanie kary więzienia. Jakim człowiekiem stał się po 22 miesiącach w izolacji? Czy miał pomysł na siebie wtedy, kiedy już wiedział, że nigdy więcej nie będzie maklerem giełdowym? Czy zna takie uczucia jak rozpacz, brak nadziei, rezygnacja? Czy nadal uważa, że wszystko da się sprzedać?

Może kiedyś zacznie o tym opowiadać. Wszak ma dopiero 61 lat.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie