Muzyczne rytuały i czeluść ciszy

Symbole nie mają znaczenia operacyjnego, ale współtworzą opowieść o misji, wizji, strategii i wartościach, a to przedostaje się do umysłów. Stanowią też oparcie dla rytuałów nadających zwykłym czynnościom nowe znaczenia.

Publikacja: 24.09.2023 21:00

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB (giełda w Bukareszcie), adwokat, autor książek i publikacji

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB (giełda w Bukareszcie), adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Foto: Fot. M.Stelmach

Dzwon giełdowy. Urządzenie, wydawałoby się, do niczego niepotrzebne. Być może jego istnienie bierze się z potrzeby zachowania równowagi. Balansu między twardymi warstwami przedsiębiorstwa giełdowego – kompetencjami, procedurami, technologią, regulacjami – a jakąś inną sferą, gdzie zmienia się paradygmat myślenia i odczuwania. W tej drugiej sferze docenia się ważność zwyczajów i ceremonii. Wrażliwość na nie jest tego samego rodzaju co wrażliwość wspierająca na przykład dobre praktyki ładu korporacyjnego, czyli coś posiadającego wartość finansową na rynku kapitałowym.

Dzwon giełdowy służy do witania debiutujących spółek. To generator emocji, od różnych odcieni wzruszenia po radość. Coś o tym wiem. Jednak inna jest emocja, kiedy pociąga się za sznur jako szef giełdy, stojąc obok prezesa nowej spółki giełdowej, a zupełnie inna – bogatsza, bardziej złożona – ogarnia człowieka wtedy, kiedy samemu jest się tym prezesem debiutującej na parkiecie firmy. Tej pierwszej emocji doświadczyłem kilkaset razy. Tej drugiej, jak dotąd, jeden raz, 9 listopada 2010 roku. Moja reakcja na kurs otwarcia akcji GPW, wyświetlony kilkanaście minut wcześniej, była spokojna. Kurs otwarcia to jednak tylko liczba i wiem, że będzie ich jeszcze wiele. A uderzenie w dzwon było końcem pewnej drogi. Magia zadziałała. Bo przecież, owszem, staliśmy się spółką publiczną, ale GPW od początku była instytucją życia publicznego, zatem w wielu aspektach nie była to doniosła zmiana. A jednak…

Dzwon ogłaszał również otwarcie i zamknięcie sesji. Rzecz jasna, harmonogramem sesji giełdowej steruje coś zupełnie innego niż pociągnięcie za sznur. W tej odsłonie rytuału najpiękniejsze było to, że dźwięk dzwonu nie stanowił części publicznego widowiska. To nie było na pokaz i najczęściej prawie nikt tego nie widział. Często sala była pogrążona w półmroku, zwłaszcza w zimowe późne popołudnia. Tylko dźwięk niósł się po giełdzie. Zdarzało się, że gdy któryś z chłopaków z działu notowań szedł do dzwonu, w Sali Notowań odbywała się konferencja czy coś w tym rodzaju. „Czy w takich sytuacjach możemy?” – zapytał mnie kiedyś Krzysiek Ajdukiewicz. Nie potrzebowaliśmy w istocie się nad tym zastanawiać. Uderzenie w dzwon oznaczające początek i koniec sesji giełdowej tworzyło symbolikę ciągłości, odpowiedzialności, niezawodności, etosu pracy. Z tego powodu było ważniejsze niż nawet najważniejsza konferencja lub wizyty głów państw czy szefów rządów. Oczywiście mimowolnie dodawaliśmy w gruncie rzeczy smaczku takim wydarzeniom dziejącym się w Sali Notowań.

Giełda była więc także teatrem. Jako konglomerat emocji, symboli, narracji, technologii, ludzi, strategii i operacji była dziełem kompletnym. Jak życie.

Doświadczyłem również giełdy à rebours. Czegoś będącego jej zaprzeczeniem, jej tymczasowym unieważnieniem, jej antytezą.

Dochodziło do tego wtedy, gdy padał system transakcyjny.

Nagle giełda, powołana do tego, by funkcjonować w nieustannej interakcji, odbierać tysiące i miliony komunikatów, wykonywać operacje, na wynik których czekają setki tysięcy inwestorów i instytucji finansowych, pogrąża się w ciszy.

Jest to cisza bardzo bliska tej, którą słyszy Jeremy Irons w sali zarządu banku inwestycyjnego na Wall Street, w wielkiej scenie w „Margin Call” (notabene o wyzwaniu, jakim musiało być wymyślenie polskiego tytułu, i jak bardzo próba sprostania temu wyzwaniu się nie powiodła – tytuł polski to „Chciwość” – można by napisać artykuł).

Po chwili od nastąpienia zapaści rozpoczyna się lawina zdarzeń. Dzwonią biura maklerskie. Media. Przychodzi masa zapytań e-mailami. Reaguje KNF. Tworzymy natychmiast sztab antykryzysowy, mający w pierwszym rzędzie odpowiedzieć na pytanie o przyczynę. Jeśli się pozna przyczynę, droga do zakończenia tej okropnej ciszy stanie się krótsza. Równolegle – któraż to już równoległa linia działań – przygotowujemy formalne decyzje co do statusu sesji giełdowej i zleceń. Trzeba też wyjść do tłumu przedstawicieli mediów gromadzących się niemal od pierwszej chwili kryzysu w największym pomieszczeniu na Książęcej. Swoją drogą ciekawe, czy gdyby, odpukać, współcześnie doszło do awarii systemu transakcyjnego, w Sali Notowań pojawiłoby się najdalej w ciągu godziny kilkudziesięciu dziennikarzy, prawie tyleż mikrofonów i kilkanaście kamer?

Te sytuacje zawierają w sobie coś złowieszczego. Nie od samego początku. Ale kiedy upływają kolejne kwadranse. Potem pierwsza godzina. A potem nawet zaczyna się trzecia godzina. W trzeciej godzinie – to była moja najdłuższa awaria – sytuacja daje się okiełznać. Trzeba już tylko zaplanować restart wszystkiego. Jest to restart całego rynku giełdowego, wybudzenie go ze stanu śpiączki. Wymaga to spokoju i dokładności. Potem olbrzym znowu żyje.

Dwa razy słyszałem tę ciszę. Był też pot, lód w sercu i krew płynąca w szybszym tempie. A potem znowu zakołysał się dzwon.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie