Kilka tygodni temu resort pracy zaproponował natomiast, by zadanie wypłacania emerytur z II filaru powierzyć ZUS albo… pozostawić samym emerytom. Drugie rozwiązanie byłoby przeznaczone dla osób otrzymujących dostatecznie wysoką emeryturę (co nie znaczy – wysoką) z I filaru – środki zgromadzone w ramach II filaru mogliby oni przelać na konto IKE czy przeznaczyć na dowolny inny cel. Powierzenie ZUS funkcji zakładów emerytalnych jest zmianą o technicznym charakterze, co nie oznacza, że nie niesie za sobą żadnego ryzyka. Ostatnia odsłona trwającego już 13 lat spektaklu pt. „Informatyzacja ZUS” dobrze ukazuje konsekwencje sytuacji, gdy jedna kontrolowana przez polityków instytucja ma monopol na wypłatę emerytur. Natomiast wprowadzenie swobody dysponowania środkami zgromadzonymi w OFE jest zmianą kwestionującą sens funkcjonowania systemu emerytalnego w obecnym kształcie.
Propozycja resortu pracy z punktu widzenia przyszłego emeryta wydaje się atrakcyjna. Osoba przechodząca na emeryturę sama zdecyduje, co zrobić z kapitałem zgromadzonym w OFE – może go przeznaczyć choćby na „ostatni samochód”, jak sugerowała minister Fedak w jednym z programów telewizyjnych.
Celem systemu emerytalnego nie jest jednak motywowanie do oszczędzania na „ostatni samochód”, ale zapewnienie środków do utrzymania osobom, które ze względu na zaawansowany wiek nie są w stanie uzyskiwać dochodów z pracy. Ktoś mógłby stwierdzić z przekąsem, że to myślenie przebrzmiałymi kategoriami państwa opiekuńczego, które ogranicza człowieka w jego wolności. U podstaw koncepcji systemu emerytalnego leży jednak bardzo konserwatywna refleksja nad naturą człowieka, w szczególności – nad jego krótkowzrocznością.
Gdyby założyć, że każdy po otrzymaniu środków zgromadzonych w OFE będzie nimi rozsądnie gospodarował przez następne kilkanaście lat, to system emerytalny byłby zbędny. Równie dobrze można by przecież założyć, że każdy w okresie aktywności zawodowej sam zabezpieczy się na starość. Niestety, świat jest daleki od ideału.
Amatorów „ostatniego samochodu” byłoby pewnie sporo i po paru miesiącach jednorazowych wypłat pojawiłaby się znaczna grupa osób, których jedynym dochodem byłaby emerytura z I filaru, wymuszająca gwałtowne obniżenie dotychczasowego standardu życia. Grono rozczarowanych prawdopodobnie oczekiwałoby pomocy państwa. Uzbrojeni w silną broń – prawo głosu – pomoc tę najpewniej otrzymaliby kosztem dalszego wzrostu obciążeń podatkowych coraz mniej licznej grupy pracujących. Elektorat emerycki będzie przecież z każdym rokiem rósł w siłę.