Rzecz o opowiadaniu bajek

Nerwowy początek maja na rynkach finansowych przyniósł kilka dni chwały wszystkim tym, którzy od ponad roku zaklinali ożywienie w gospodarce światowej i związany z nim wzrost cen ryzykownych aktywów.

Publikacja: 15.05.2010 02:17

Przewidzenie jednorazowego, nawet dość spektakularnego, wydarzenia, takiego jak osłabienie złotego o 8 proc. w ciągu trzech kolejnych sesji, przy nieprzewidzeniu wszystkiego tego, co się działo wcześniej (w przypadku złotego – 20 proc. aprecjacji względem głównych walut przez ostatni rok), nie jest oczywiście szczególnym osiągnięciem. Z pewnością natomiast gwarantuje medialny rozgłos.

Gwałtowne zmiany na rynkach finansowych, takie jak wspomniane osłabienie złotego, aż proszą się przecież o wyjaśnienie ich przyczyn. Rośnie zapotrzebowanie na coś, co w metodologii ekonomii określa się mianem storytelling (w wolnym tłumaczeniu: opowiadanie bajek), czyli łączenie ze sobą różnych faktów, ich generalizację, ogólne teorie i osobiste oceny.

Zazwyczaj najciekawsze opinie trafiają się w masowo cytowanych w prasie popularnej i na portalach internetowych depeszach agencyjnych, przywołujących wypowiedzi analityków czy strategów niekoniecznie znanych instytucji finansowych, zlokalizowanych za to w Londynie lub po drugiej stronie Atlantyku. Taki rodowód ma m.in. wytłumaczenie drastycznych spadków na Wall Street z 6 maja tym, że amerykańskie stacje telewizyjne nadały relacje z walk ulicznych w Atenach (sic!).

Liczne wyjaśnienia przyczyn spadających indeksów giełdowych czy kursów walutowych nie wytrzymały jednak próby kilkudniowej konfrontacji z rzeczywistością. Wybuch euforii na rynkach po ogłoszeniu programu pomocy dla Grecji i innych krajów strefy euro zagrożonych kryzysem fiskalnym zaprzeczył choćby często powtarzanej tezie, jakoby inwestorzy dostrzegli dzięki Grecji (w domyśle – wreszcie) narastające problemy gospodarki światowej i zareagowali na swoje oryginalne spostrzeżenie wyprzedażą ryzykownych aktywów, dając początek m.in. trendowi spadkowemu na złotym.

Tymczasem w ciągu zaledwie kilku sesji złoty i inne ryzykowne aktywa odrobiły większą część strat. Problemy gospodarcze, dopiero co dostrzeżone przez inwestorów, raptem zniknęły? Zmiana średniookresowego trendu na rynkach finansowych nie dokonuje się przecież w ciągu kilku dni, i to z takim impetem, jak w minionym tygodniu. Czynniki fundamentalne, których odzwierciedleniem w dłuższej perspektywie są ceny instrumentów finansowych, nie zmieniają się diametralnie w ciągu jednej nocy.

Siła i szybkość reakcji rynków w ostatnich dniach paradoksalnie odróżniają obecną sytuację od często przywoływanego jako porównanie bankructwa Lehman Brothers w połowie września 2008 r. Następnego dnia po wydarzeniu, które stało się ikoną globalnego kryzysu finansowego, złoty nie zachowywał się aż tak nerwowo. Chwilowo osłabiał się wprawdzie względem euro (do 2 proc., licząc od końca poprzedniej sesji), jednak już na zamknięciu notowań kurs EUR/PLN spadł poniżej poprzedniego zamknięcia.

Wybuch paniki i gwałtowna przecena złotego nastąpiły dopiero po miesiącu, w drugiej połowie października 2008 r. Pierwsze symptomy zmiany trendu na złotym były natomiast widoczne jeszcze przed upadkiem Lehmana, na przełomie sierpnia i września.

Zmiana trendu trwała więc dwa–trzy miesiące. Zachowanie rynku w ostatnich dniach, przynajmniej w odniesieniu do złotego, trudno więc porównać z sytuacją sprzed blisko dwóch lat. Uczestnicy rynku kierowali się raczej silnymi emocjami niż chłodną kalkulacją fundamentów, a kurs EUR/PLN biernie poddawał się regułom analizy technicznej. To sugeruje, że osłabienie polskiej waluty miało charakter przejściowej (choć silnej) korekty, która przywodzi na myśl raczej kryzys rosyjski z 1998 r. i późniejszy upadek LTCM niż powtórkę z Lehman Brothers.

Na podstawie powyższych rynkowych analogii nie można oczywiście wnioskować, że gospodarce światowej nie zagraża wybuch nowego kryzysu, tym razem o podłożu fiskalnym. Przy dzisiejszym stanie informacji prognozowanie przebiegu, skali czy konsekwencji takiego kryzysu w postaci konkretnych liczb nie jest jednak wykonalne. Bardziej rozsądna wydaje się analiza jakościowych scenariuszy. Próba kwantyfikacji prawdopodobieństwa takich scenariuszy trąci już jednak zgadywaniem, a nie prognozowaniem.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów