Pierwszy za burtę wypadł Grek. Gorączkowe poszukiwania środków ratunkowych zakończyły się sukcesem. Pod pokładem znaleziono zakurzone koło ratunkowe, które leżało zapomniane, gdyż przecież EURO to jeden największych, najbezpieczniejszych i podobno niezatapialnych okrętów. Nikt nie zakładał, że koło będzie kiedykolwiek potrzebne. Przygoda greckiego marynarza spowodowała, że postanowiono zaostrzyć dyscyplinę wśród załogi. Ograniczono przypadającą na każdego marynarza rację rumu i ściślej kontrolowano jego „stosowanie" przez poszczególnych członków załogi. Jednocześnie na wszelki wypadek oficerowie zlecili przygotowanie większej liczby kół ratunkowych, gdyby problemy marynarzy z utrzymaniem się na pokładzie miały się powtarzać, gdyż wysokie fale mocno rozkołysały okrętem. Z jednej strony uspokoiło to część załogi, a z drugiej uświadomiło jej, że sytuacja robi się poważna.
Pomimo działań dyscyplinujących karność załogi była jednak niska, a ograniczenie przydziału rumu okazało się mało skuteczne, gdyż niektórzy marynarze zdołali wcześniej zgromadzić odpowiednio duże zapasy trunku. Sklecone naprędce koła ratunkowe szybko okazały się potrzebne. Po wypadku Greka przygody z zimnymi falami oceanu mieli także Irlandczyk, Portugalczyk, Hiszpan i Cypryjczyk. Wszyscy są obecnie pod opieką medyka, co powoduje braki na pokładzie i coraz większe trudności w sterowaniu okrętem w tak trudnych warunkach pogodowych. Hiszpan i Włoch chodzą po pokładzie wstawieni i istnieje ryzyko, że w każdej chwili mogą znaleźć się za burtą, a ich kondycja ma fatalny wpływ na morale reszty załogi. Część oficerów uzmysłowiła sobie, że wkrótce może zabraknąć na pokładzie rąk do pracy, a okręt może zacząć dryfować w kierunku jeszcze bardziej niebezpiecznych zakątków oceanu. Co gorsza, szalupy ratunkowe są w opłakanym stanie (przecież nigdy nie miały zostać użyte), a ich liczba jest niewystarczająca, aby pomieścić całą załogę.
Wszystkie oczy zwrócone są na niemieckiego kapitana, który żelazną ręką stara się przywrócić dyscyplinę. Niestety, nie potrafi udzielić jasnej odpowiedzi na zasadnicze pytanie: dokąd płyniemy? Także wśród kadry oficerskiej pojawiają się głosy sprzeciwu wobec polityki kapitana, a część z nich obawia się, że kurs przez niego obrany może się zakończyć zderzeniem?z górą lodową. Istnieją obawy, że gdy liczba sprawnych członków załogi osiągnie krytycznie niski poziom, uniemożliwiający skuteczne sterowanie okrętem, wszyscy w panice chaotycznie rzucą się do szalup ratunkowych, przeładowując je i zatapiając. Oficerowie główkują, jak w przypadku zrealizowania się tego najgorszego z możliwych scenariuszy zapewnić ewakuację w sposób uporządkowany. Fale pozostają wysokie, morze wzburzone, załoga coraz mniej karna i skupiona na ratowaniu własnej skóry i dobytku, a kapitan pozostaje uporczywie wpatrzony w kompas, który ma go zaprowadzić do abstrakcyjnego dla większości załogi celu.
Czas płynie, a hasło „opuścić okręt" może paść w każdej chwili...