Pojawiły się jednak nowe okoliczności – zarówno w sferze realnej, jak i regulacyjnej, które uzasadniają ponownie podniesienie tego wątku. Widzę bowiem dużą rozbieżność pomiędzy praktyczną łatwością korzystania z tej instytucji a prawną trudnością obronienia takiej decyzji.
Jak wynika ze statystyk udostępnionych przez nadzorcę, w pierwszym roku obowiązywania MAR na opóźnienie publikacji informacji poufnej zdecydowały się 104 spółki. Moim zdaniem to bardzo dużo, biorąc pod uwagę wiele niejasności z tym związanych. Dla przypomnienia – opóźnienia publikacji informacji poufnej można dokonać, jeśli spełnione są łącznie trzy przesłanki: uzasadniony interes emitenta, zachowanie poufności oraz niewprowadzanie w błąd opinii publicznej. W każdej z tych przesłanek kryje się natomiast wiele pułapek.
Uzasadniony interes emitenta został całkiem przyzwoicie doprecyzowany w stosownych wytycznych przyjętych przez unijnego nadzorcę (ESMA). Jest to najdokładniej zdefiniowana przesłanka, choć w praktyce kwestia ta pozostaje wciąż najbardziej problematyczna przy podejmowaniu decyzji o opóźnieniu. Najprawdopodobniej wynika to z czynników czysto psychologicznych – spełnienie tej przesłanki należy udowodnić ex ante, tu i teraz podejmując decyzję o opóźnieniu, natomiast spełnienie pozostałych przesłanek będzie kwestią przyszłości, a może się nawet nie ziścić w ogóle. Zgodnie bowiem z Q&A wydanymi przez ESMA, jeśli opóźniona informacja poufna „zniknie" (np. negocjacje zakończyły się fiaskiem), to nie trzeba jej publikować.
I tu dochodzimy do kolejnego ciekawego wątku – czy informacja poufna mogła „zniknąć"? Moim zdaniem to jest możliwe tylko wówczas, gdy jej tak naprawdę w ogóle nie było. To była raczej „informacja półpoufna", niespełniająca jeszcze przesłanek informacji poufnej, bo przecież nie wiadomo było, czy te negocjacje zakończą się powodzeniem i jak to „powodzenie" wpłynie na emitenta. A gdybyśmy za informację poufną uznali sam fakt prowadzenia negocjacji, to wówczas inwestorzy powinni o tym wiedzieć. Przy takim rozumowaniu bowiem fiasko negocjacji też może być ważną informacją dla inwestora.
Druga kwestia dotyczy poufności – sprawy pozornie prostej, ale w praktyce niezwykle trudnej, zwłaszcza dlatego, że często taką opóźnioną informację znają osoby spoza spółki, np. druga strona negocjacji. I tu mamy do czynienia z ciekawym paradoksem – jeśli opóźnienie publikacji tej informacji ma służyć interesowi emitenta, tj. nie pogarszać jego pozycji negocjacyjnej (wszak dużo łatwiej się negocjuje, jeśli można się w każdym momencie wycofać bez konsekwencji, także wizerunkowych), to przecież właśnie druga strona negocjacji może w każdym momencie doprowadzić do przecieku informacji. Jeśli wcześniej emitent uznał informację o prowadzonych negocjacjach za poufną, to po takim wycieku jest zobowiązany do publikacji takiej informacji i faktycznie pogarsza swą pozycję negocjacyjną.