Energetyka gra w zielone

Przed giełdowymi spółkami energetycznymi stanęła wielka szansa. Mogą powrócić na rynku finansowym nie tylko do łask banków, ubezpieczycieli, ale przede wszystkim inwestorów giełdowych.

Publikacja: 28.11.2020 05:00

Tomasz Prusek publicysta ekonomiczny, prezes Fundacji Przyjazny Kraj

Tomasz Prusek publicysta ekonomiczny, prezes Fundacji Przyjazny Kraj

Foto: materiały prasowe

W cieniu sukcesu polskiej branży gier toczy się jeszcze ważniejsza gra o przyszłość polskiej energetyki, która musi przejść od węgla do OZE. Od jej wyniku zależy nie tylko konkurencyjność naszej gospodarki, ale także los portfeli rzeszy ciężko doświadczonych akcjonariuszy giełdowych spółek energetycznych.

Szukając przyczyn wieloletniej słabej koniunktury na GPW, trzeba wskazać nie tylko okrojenie OFE jeszcze za rządów PO–PSL, ale także często fatalną politykę właścicielską wobec spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, które po wyborach 2015 r. zostały potraktowane przez nowy rząd jak państwowe folwarki. Symbolem tego były spółki energetyczne, znajdujące się pod nadzorem resortu energii, który niestety zapisał się czarnymi zgłoskami w historii polskiego rynku kapitałowego, ponieważ nie liczył się z interesami akcjonariuszy mniejszościowych, traktując ich jak piąte koło u wozu, jako niezasługujących na szacunek współwłaścicieli. Było to szczególnie dotkliwe dla zagranicznych inwestorów, którzy nie przywykli do takich standardów corporate governance. I żadne powoływanie się na nadrzędną odpowiedzialność władz państwowych za bezpieczeństwo energetyczne kraju nie jest wytłumaczeniem takiego podejścia. Tym bardziej że ostatecznie doszło do gigantycznej przeceny spółek energetycznych i wzrostu cen energii, a kapitał zagraniczny omijał GPW szerokim łukiem.

Zdołowanie branży energetycznej bezpośrednio związane było z uporczywym trzymaniem się węgla przez resort energii i uleganiem przez całą klasę polityczną lobby węglowemu, co można tłumaczyć wyborczymi kalkulacjami – na Śląsku gra toczy się zawsze nie tylko o głosy kilkudziesięciu tysięcy zatrudnionych bezpośrednio w górnictwie, ale też kilku milionów wyborców z całego regionu, którzy obawiają się transformacji energetycznej i odejścia od węgla.

W efekcie, polityka węglowa skutecznie zatruła na cztery lata poprzedniej kadencji parlamentu atmosferę wokół spółek energetycznych i przyniosła powszechne straty na skutek spadku ich wartości. Stracili nie tylko inwestorzy indywidualni, niektórzy pamiętający jeszcze hasło „akcjonariatu obywatelskiego", ale także miliony uczestników funduszy emerytalnych i inwestycyjnych. Zatem ostatecznie trzymanie się kursu węglowego w polityce energetycznej, i podporządkowanie temu zarządzania spółkami, było działaniem na szkodę akcjonariuszy. Symbolem tego stało się parcie do budowy wielkiego bloku węglowego w Ostrołęce, który ostatecznie nie powstanie, ale zdążono na ten cel wydać z grubsza miliard złotych z kasy spółek giełdowych. Takie działanie stało w jaskrawej sprzeczności z lansowaną w strategii odpowiedzialnego rozwoju budową długoterminowych krajowych oszczędności. Bo jak je budować, kiedy zainwestowany kapitał topnieje.

Obranie kursu węglowego było też klasyczną próbą „zawracania Wisły kijem". Podczas gdy OZE rosły w siłę w innych krajach Unii Europejskiej, a ceny technologii wiatrowych czy solarnych szły systematycznie w dół, przekładając się na coraz tańszą zieloną energię, u nas karmiono opinię publiczną propagandowymi twierdzeniami, że węgla mamy na 200 lat... Jednak skokowy wzrost cen uprawnień do emisji CO2 w 2018 r. pokazał, że będąc w Unii Europejskiej, dalsze trzymanie się węgla jest taktyką samobójczą. I dla naszej gospodarki, i dla spółek energetycznych. Z kolei wynik ostatnich eurowyborów uzmysłowił, że w Unii następuje popierany przez wyborców zwrot w kierunku zielonej energii, czego dowodem jest polityka nowej Komisji Europejskiej w kierunku budowy zielonego ładu i osiągnięcia neutralności klimatycznej Unii do 2050 r.

W Polsce dopiero obecna kadencja parlamentu i roszady w rządzie przyniosły zmianę w energetyce i podążenie za unijnym trendem. Zapowiedzią tego była likwidacja resortu energii i utworzenie resortu aktywów państwowych, który nie tylko zebrał do kupy dotychczas rozproszony nadzór nad spółkami kontrolowanymi przez rząd, ale także przestawił wajchę w podejściu do energetyki, nawet jeśli nadal werbalnie obłaskawiał górników. Szybko się okazało, że mieli rację ci górniczy związkowcy, którzy byli zaniepokojeni końcem resortu energii, bo wraz z tą decyzją zaczął być zwijany parasol ochronny nad interesami lobby węglowego. Ostatecznie stało się to latem tego roku, po zakończeniu blisko dwuletniego cyklu wyborczego. Choć już wcześniej szereg działań rządu wskazywał, że – ku uldze akcjonariuszy mniejszościowych – definitywnie kończy się prymat węgla, a spółki energetyczne dostały polityczną zgodę, aby „zagrać w zielone". Odnawialne źródła energii (OZE) przestały być chłopcem do bicia i zostały politycznie zreahabilitowane po ataku sprzed kilku lat, czego symbolem była tzw. ustawa odległościowa.

Dlatego wiele ostatnich decyzji zarządów spółek energetycznych pokazało, że gdy tylko zmieniło się polityczne podejście do OZE, to są gotowe przystąpić do transformacji i nie skąpić na nią pieniędzy. Nieprzypadkowo PKN Orlen postanowił wchłonąć Energę – wszak z „wielkiej czwórki" to najbardziej zielony koncern. Zaniechanie budowy bloku węglowego w Ostrołęce, który prawdopodobnie powstanie na gaz, stało się symbolem początku końca ery węgla w naszej energetyce. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w reklamach firm pojawiły się panele fotowoltaiczne i wiatraki, i na wyścigi są raportowane kolejne inwestycje w OZE. Celem jest także zmiana w postrzeganiu spółek energetycznych, które za wszelką cenę chcą się zazielenić i nie być odbierane jako producenci brudnej energii. I dzieje się to z korzyścią dla wszystkich akcjonariuszy, także mniejszościowych.

W rezultacie, przed giełdowymi spółkami energetycznymi stanęła wielka szansa. Mogą powrócić na rynku finansowym nie tylko do łask banków, które chcą kredytować zieloną energię, ubezpieczycieli, ale przede wszystkim inwestorów giełdowych. Jeśli przekonają ich, że wygrywają „grę w zielone", otrzymają dostęp do finansowania np. z tzw. zielonych obligacji czy podwyższenia kapitału. A kapitał będzie niezwykle potrzebny na realizację kosztownych projektów OZE, np. morskich farm wiatrowych. Przejście z brudnej energii na zieloną to także klucz do wejścia do indeksów ESG, które rosnącej rzeszy instytucji finansowych mówią co kupować, a co nie.

Aby do tego doszło, potrzebne jest uwolnienie spółek energetycznych z balastu aktywów węglowych. To już zadanie dla rządu i resortu aktywów. Zatem przed spółkami energetycznymi gra dekady, tym razem z korzyścią dla akcjonariuszy mniejszościowych. To będzie długa „gra w zielone", ale jak w powiedzeniu rynkowym: na giełdzie zawsze kupuje się przyszłość...

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek