Rozporządzenie o tzw. obowiązku OZE musi pogodzić ogień z wodą, a więc interesy producentów energii z OZE, jak i branży energochłonnej, która musi kupować tzw. zielone certyfikaty.
Zakłada ono znaczące podwyższenie tzw. obowiązku OZE, a więc ilości zielonej energii elektrycznej, którą muszą konsumować firmy. To obowiązek utrzymywania pewnego udziału zielonej energii przez spółki energetyczne i dużych odbiorców energii elektrycznej. W praktyce jest on realizowany poprzez zakup i umarzanie świadectw pochodzenia energii (tzw. zielonych certyfikatów). Sprzedaż certyfikatów to jedno z dwóch głównych źródeł przychodów producentów energii odnawialnej, którzy uruchomili swoje instalacje do 2016 r. Później nowe instalacje zamiast z certyfikatów korzystały już z aukcji. Ministerstwo Klimatu i Środowiska proponuje znaczące zwiększenie tego obowiązku. W tym roku było to 5 proc. To niewiele, zwłaszcza że w 2022 r. było to 18,5 proc., a w 2023 r. 12 proc. W 2025 r. rząd chce powrócić do takiego poziomu i proponuje 12,5 proc. obowiązku OZE.
Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej, wzrost obowiązku OZE przełoży się na wzrost cen zielonych certyfikatów, ale wpływ na finalne ceny energii będzie ograniczony. Najbardziej protestują przeciwko zwiększeniu tego obowiązku firmy przemysłowe. – Dziwię się odbiorcom przemysłowym, że protestują przeciwko temu wzrostowi obowiązku OZE, a nie szukają prawdziwych przyczyn w strukturze wysokich cen energii. Tych źródeł OZE, które korzystają jeszcze z mechanizmu zielonych certyfikatów, jest mało i dotyczą coraz mniejszej liczby źródeł, a 15-letnie kontrakty powoli dobiegają końca – zauważa Wiśniewski.
Jego zdaniem wzrost tego poziomu jak skokowy z 5 proc. do 12,5 proc. jest jednak zaskoczeniem. – Skąd taki wzrost i pomysł resortu klimatu i środowiska? Częściowo jest to odreagowanie po poprzednio drastycznie zaniżonym obowiązku. Zobaczmy jednak, kto może być głównym beneficjentem wzrostu obowiązku OZE i wyższej ceny. Są to bowiem głównie spółki z udziałem Skarbu Państwa, jak PGE. Kupowały one stosunkowo nowe projekty wiatrowe po firmach zagranicznych, które po 2016 r. (wejście w życie tzw. ustawy odległościowej) wycofywały się z Polski lub ograniczały swój biznes – mówi ekspert.
I to właśnie te spółki wydają się być zadowolone z tej podwyżki. – Rozważana propozycja podniesienia poziomu do 12 proc. może być interpretowana jako próba znalezienia równowagi między interesami wytwórców energii odnawialnej, którzy dążą do stabilnych przychodów, a odbiorcami końcowymi, którzy ponoszą koszty systemu zielonych certyfikatów – tłumaczy Orlen. Pytana o obawy dotyczące wzrostu cen energii w hurcie Polska Grupa Energetyczna przyznaje z kolei, że poziom obowiązku ma bezpośredni wpływ na cenę świadectw pochodzenia, zatem jego zwiększenie będzie miało wpływ na cenę. Tauron dodaje, że sam wzrost obowiązku zielonych certyfikatów w relacji rok do roku może przekładać się na krótkotrwałe zwyżki, jednak kluczowe jest, aby w długim horyzoncie poziomy obowiązków były stabilne i znane z odpowiednim wyprzedzeniem. – Dlatego ważne jest określenie poziomów obowiązku na okresy dłuższe niż jeden rok – wyjaśnia spółka.