Jeśli tempo importu utrzymałoby się na dotychczasowym poziomie, to cały rok zakończyłby się na poziomie 9,4 TWh. Dynamika przyrostu importowanej energii wobec 2017 r. wyniosłaby zatem prawie 40 proc. Eksperci wskazują na nierównomierny w ciągu roku rozkład zapotrzebowania na energię. Niemniej jednak wartość importu w całym roku widzą na poziomie zbliżonym do naszych szacunków. – Na pewno ten rok będzie rekordowy, jeśli chodzi o import prądu, który może się zbliżyć w całym 2018 r. do 9 TWh – ocenia Herbert L. Gabryś, przewodniczący komitetu ds. energii i polityki klimatycznej w Krajowej Izbie Gospodarczej (KIG).
Powód to uruchomione połączenie z Litwą. – Ten kierunek importu jest bardzo atrakcyjny zarówno ze względów regulacyjnych, jak i rynkowych. Nie mamy na północy kraju własnej generacji na miarę potrzeb, a ceny energii płynącej przez Litwę ze Skandynawii, gdzie prąd wytwarzany jest w źródłach odnawialnych i zamortyzowanych elektrowniach jądrowych, stają się coraz bardziej atrakcyjne w kontekście podwyżek w Polsce – argumentuje Gabryś. Nie bez znaczenia jest też rosnąca presja ze strony taniej zielonej energii z Niemiec. – Znaczący spadek eksportu i dynamicznie rosnący import obrazuje zmniejszającą się konkurencyjność energetyki opartej na węglu – twierdzi Aleksander Śniegocki, analityk WiseEuropa. To głównie rezultat cen uprawnień do emisji CO2, oscylujących teraz w okolicach 16 euro za tonę, czyli dwukrotnie wyższych niż pod koniec 2017 r. aWK