Cena uprawnień do emisji CO2 dobiła rekordowego poziomu

Tak drogo nie było od ponad dekady: eksperci są stosunkowo zgodni, że za wysokie ceny pozwoleń na emisję odpowiadają spekulanci. Podzieleni są co do tego, czy już odbijamy się od sufitu, czy czekają nas kolejne podwyżki.

Publikacja: 12.07.2019 05:20

Elektrownia w Bełchatowie należąca do PGE jest zakładem emitującym najwięcej CO2 w Polsce.

Elektrownia w Bełchatowie należąca do PGE jest zakładem emitującym najwięcej CO2 w Polsce.

Foto: Fotorzepa, M. Bogacz

28,08 euro za tonę dwutlenku węgla – do takiego poziomu dobiła cena uprawnień do emisji zanieczyszczeń w tym tygodniu. Takiej ceny nie widziano na rynku od lipca 2008 r.

W środę rynki znowu zadrżały: podskoczyły ceny gazu i ropy. Cena uprawnień do emisji CO2 tego dnia wzrosła aż o 5 proc. Z kolei niemiecka minister środowiska, Svenja Schulze, zasugerowała, że Niemcy – wskutek procesu wyłączania zakładów opartych na węglu – mogą obyć się bez dodatkowych pozwoleń na emisje.

Czarny scenariusz

Czy wzrost cen uprawnień do emisji CO2 dopiero się rozkręca? Zwolenników takiej teorii nie brakuje, należy do nich choćby organizacja Carbon Tracker, która w ubiegłym roku przewidywała, że w ciągu pięciu lat (czyli do 2023 r.) cena uprawnień dobije do poziomu 35–40 euro za tonę dwutlenku węgla.

O podobnym scenariuszu mów nam dr Wojciech Myślecki, naukowiec z Politechniki Wrocławskiej i szef konsorcjum SPG Polska. – Myślę jednak, że poziom 40 euro byłby maksimum. Trend wzrostowy zostanie w pewnym momencie zahamowany spadającymi cenami energii pochodzącej przede wszystkim z energetyki fotowoltaicznej i magazynów energii – kwituje w rozmowie z „Parkietem".

Ścierają się tu rozmaite procesy, zwłaszcza stymulowanie zmian z polityki energetycznej w kierunku klimatyczno-energetycznej. Cena uprawnień będzie też zależeć od szybkości dojścia do pewnej formy neutralności klimatycznej.

Sufit cenowy

Można jednak powiedzieć, że to scenariusz umiarkowany. W skrajnym Carbon Tracker zakłada, że „sufit cenowy" wypadnie na poziomie 50 euro za tonę. „Jeżeli ceny przekroczą 50 euro za tonę przez ponad kilka miesięcy w dowolnym momencie w ciągu najbliższych dwóch czy trzech lat, prawdopodobnie doprowadzi to do presji na środki kompensacyjne, zwłaszcza ze strony krajów z Europy Wschodniej" – piszą analitycy organizacji.

Ale są też scenariusze łagodniejsze, zakładające spadek cen. – Od początku 2018 r. uprawnienia stały się prawem majątkowym: można je kupować, przechowywać, sprzedawać. Natychmiast nastąpiło wtedy działanie spekulacyjne: kilka banków i dużych dostawców gazu skupiło część pozwoleń, nie wypuszczało ich potem na rynek – podkreśla w rozmowie z „Parkietem" prof. Władysław Mielczarski, specjalista z Politechniki Łódzkiej.

Istotnie, ten moment zbiega się ze skokiem ceny z 7 do ok. 28 euro w okresie ledwie kilku miesięcy między kwietniem a końcem 2018 r. – Po pewnym czasie część papierów trzeba było sprzedać i w efekcie cena się ustabilizowała. Proszę zwrócić uwagę, że od początku 2019 r. oscyluje w widełkach 25–28 euro – dodaje profesor.

Polskie wstrząsy

Oba scenariusze – wzrostu i stabilizacji cen na obecnym poziomie – nie są dla Polski najlepsze. Wystarczył już dotychczasowy skok cen, by wpędzić rodzimą energetykę i przemysł w kłopoty, których politycznym przejawem było zamrożenie cen prądu i dyskusja na temat tego, w jakiej skali i komu rekompensować gwałtowny wzrost kosztów. Mści się przy tym odkładana przez lata transformacja energetyczna, zakładająca większe wytwarzanie energii z OZE w polskim miksie.

Prof. Mielczarski ironicznie pociesza, że ceny uprawnień do emisji CO2 nie były głównym czynnikiem podbijającym cenę prądu. – Z moich badań wynika, że odpowiadały one za 40 proc. kwoty, o którą wzrosły ceny prądu w Polsce. Reszta to po prostu podniesiona marża naszych elektrowni – mówi. – Całe zamieszanie wynikło ze złego zarządzania: zamiast uchwalać specjalne ustawy, zamrażać, wystarczyło przywołać firmy do porządku, wykorzystując choćby możliwości właścicielskie, jakie rząd ma w elektrowniach – sugeruje.

Z kieszeni do kieszeni

Zresztą, zdaniem Mielczarskiego, polskie elektrownie kupują uprawnienia przede wszystkim od polskiego rządu. To sprawia, że wydawane na ten cel 3 mld zł właściwie przechodzą z kieszeni do kieszeni. – Jedyny problem to jak przetransferować te pieniądze z powrotem do elektrowni: obniżyć im podatki czy może dać w charakterze rekompensat podatnikom – uzupełnia.

Energetyka
Kluczowy etap finansowania atomu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Energetyka
Nowe elektrownie gazowe pod znakiem zapytania. Przegrały aukcje rynku mocy
Energetyka
Zimna rezerwa węglowa w talii kart Enei
Energetyka
Polska wschodnią flanką w energetyce? Enea proponuje zimną rezerwę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Energetyka
Kurs akcji Columbusa mocno spadał. Co poszło nie tak?
Energetyka
Branża OZE otwarta na dialog z rządem