Więcej debiutów na GPW? Do tego niezbędne są zmiany

Jak zachęcić nowe przedsiębiorstwa do przeprowadzenia IPO? Z takim pytaniem mierzyli się eksperci od lat związani z krajowym rynkiem kapitałowym. Co ciekawe, według nich to nie brak chętnych do debiutu jest największym problemem, lecz brak inwestorów. Ludzie rynku przedstawili także kilka pomysłów na to, jak przyciągnąć na rynek inwestorów i kolejne spółki.

Publikacja: 11.09.2019 11:00

Więcej debiutów na GPW? Do tego niezbędne są zmiany

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Po fatalnym 2018 roku na rynku IPO wiele wskazuje, że bieżący rok będzie jeszcze gorszy pod względem giełdowych debiutów. Dlaczego obecnie przedsiębiorstwa tak niechętnie zmierzają na warszawski parkiet? Niestety, powodów nie brakuje. – Niskie wyceny, nadmierne regulacje, ryzyko wysokich kar oraz odsłanianie tajemnic konkurencji to główne argumenty za tym, żeby nie być spółką publiczną. O obecnym poziomie zniechęcenia świadczą chociażby plotki o organizowaniu „imprez" przez zarządy spółek z okazji wyjścia z rynku. Jak w takiej atmosferze można przekonać nowych emitentów? – wskazuje Michał Wojciechowski, ekspert rynku kapitałowego.

Dodatkowo, jak zaznacza Adam Łukojć, dyrektor departamentu zarządzania portfelami akcyjnymi TFI Allianz, obecnie spółkę można sprzedać drożej poza giełdą. Właściciele przedsiębiorstw wybierają więc rynek niepubliczny, a nie rodzimy rynek akcji.

– Najprawdopodobniej jest tak dlatego, że na rynku niepublicznym można obecnie otrzymać wyższą cenę za swoje przedsiębiorstwo. Na rynku niepublicznym obecni są inwestorzy, którzy mają nowy kapitał. Są nimi często fundusze czy prywatni inwestorzy zainteresowani młodymi przedsięwzięciami, zwłaszcza z branży technologicznej. Z kolei podmioty inwestujące na polskiej giełdzie, fundusze emerytalne i inwestycyjne, ostatnio nie pozyskiwały nowych aktywów. Ta różnica najprawdopodobniej doprowadziła do sytuacji, w której spółkę można sprzedać drożej poza giełdą niż na niej – tłumaczy obecną sytuację.

Są chętni do debiutu, ale...

Jak wskazuje m.in. Jerzy Nikorowski, zastępca dyrektora BM BNP Paribas, obecnie główna przyczyna paraliżu na rynku pierwotnym akcji tkwi nie w braku zainteresowanych emitentów, lecz realny problem jest po stronie popytu. Zarówno instytucjonalnego, jak i detalicznego.

– Z perspektywy inwestorów instytucjonalnych mamy obawy przed wejściem w spółki niepłynne. Rok 2018 dotkliwie ukarał śmiałków zapominających o premii za płynność. Z kolei, większość zainteresowanych pozyskaniem kapitału poprzez emisje dzisiaj to są spółki o dość niskiej kapitalizacji i free floacie. Równolegle zarówno TFI jak i OFE są świadkami masowego odpływu kapitału ze strategii akcyjnych, co dodatkowo redukuje zdolność absorpcji nowych emisji na rynku pierwotnym – podkreśla.

I dodaje: – Wielkie prywatyzacje państwowych gigantów cieszyły się dużym zainteresowaniem zarówno ze strony inwestorów zagranicznych, jak i krajowych. W chwili obecnej wśród emitentów dominują spółki małe i średnie, które mogą liczyć głównie na rodzimy kapitał. Kapitał w PPK czy PPE to melodia przyszłości. By sytuacja się poprawiła powinno się podjąć działania wspierające regulacyjnie branżę zarządzających kapitałem.

W podobnym tonie mówi także Adam Łukojć. – Właściciele spółek prawdopodobnie będą chcieli wprowadzać swoje przedsiębiorstwa na giełdę dopiero wtedy, gdy wyceny na giełdzie i poza nią będą podobne. Wydaje się, że aby do tego doszło, na giełdę powinien zacząć płynąć kapitał. Do giełdy trzeba zachęcić raczej inwestorów, a nie spółki chcące na nią wejść – zaznacza.

Plusy i minusy obecności na giełdzie

Choć obecna sytuacja nie zachęca do giełdowych debiutów, to jednak nie można zapominać o pozytywnych aspektach bycia spółką publiczną. – Strategicznie warto jest być spółką notowaną na GPW. Wiele spektakularnych sukcesów w polskiej gospodarce jest dziełem spółek giełdowych. Wymieniłbym przykładowo Budimex, CD Projekt, Dino, Kęty, Kruk czy LPP. Najbardziej poszukiwane przez inwestorów są spółki wzrostowe, które mogą szybko rozwijać się nie tylko w naszym kraju, ale w Europie czy globalnie – mówi Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.

Foto: GG Parkiet

I wskazuje na zalety obecności na GPW: – Bycie spółką giełdową daje wiele korzyści. Do najważniejszych zaliczyć można łatwiejszy dostęp do kapitału, zarówno akcyjnego, jak i dłużnego. Drugą zaletą jest efekt marketingowy oraz PR-owy, czyli zdecydowanie większa rozpoznawalność rynkowa.

Są też oczywiście także istotne niedogodności. – Minusem, zdaniem niektórych podmiotów, jest konieczność „odsłonięcia się" przed niegiełdowymi konkurentami – wskazuje prezes Quercus TFI.

– Bycie spółką publiczną to konieczność stworzenia transparentnych procesów. Szczególnie w przypadku firm na rynku detalicznym zbiega się to z potrzebami klientów. Transparentne marki, prowadzące otwartą politykę komunikacji, zyskują zaufanie klientów i partnerów handlowych. A to w dłuższym okresie przynosi wzrost wartości firmy. Spółka publiczna znajduje się także pod ciągłą obserwacją analityków. Ma to swoje pozytywne i negatywne strony. Do pozytywnych można zaliczyć inspirujące, choć czasem gorzkie, analizy strategii rozwoju firmy. Daje to zarządom spojrzenie z zewnątrz, osób z dużym doświadczeniem z wielu branż – dodaje do tego Wojciechowski.

– Nie bez znaczenia pozostaje budowanie wartości kapitału społecznego, w szczególności w przypadku wykorzystania instrumentu finansowego, jakim są akcje jako forma wynagradzania pracowników lub motywowania kadry menedżerskiej, gdzie każdy pracownik staje się niejako właścicielem, dbającym o wspólny interes każdego dnia – podaje kolejny argument przedstawiciel jednego z biur maklerskich.

Konieczne są zmiany

Co można więc zrobić, aby zachęcić przedsiębiorstwa do IPO? – Przede wszystkim konieczna jest stabilność prawa rynków finansowych. Corocznie zmianie ulega kilka regulacji prawnych na poziomie unijnym, jak i krajowym, co nie pozwala rynkowi wypracować rozwiązań systemowych obsługi rynku kapitałowego. Potrzebna jest „rozsądna deregulacja", w szczególności poprzez tworzenie spójnych i precyzyjnych uwarunkowań prawnych. Pomogłoby także ograniczenie kosztów dla emitentów. Zbyt duże koszty po stronie emitentów, będą skutkować brakiem ofert – przedstawia swoje pomysły anonimowo przedstawiciel jednego z biur maklerskich.

Podkreśla on jednak, że powinno zacząć się od obniżenia obciążeń podatkowych, np. zmniejszenia podatku od zysków kapitałowych.

– Wszelkie argumenty za byciem spółką publiczną będą mało istotne do czasu deregulacji rynku kapitałowego. Jeśli takowa nie nastąpi, to spółki będą poszukiwały kapitału na mniej wymagających rynkach lub w niszach crowdfundingu czy STO (ang. Security Token Offering) – mówi w podobnym tonie Wojciechowski.

Co jeszcze? – Od kilku lat zwracamy uwagę na pomysł obniżenia stawki podatku CIT dla notowanych spółek do poziomu 15–16 proc. Byłaby to nagroda dla spółek, które muszą działać transparentnie i uczciwie oraz muszą skupiać się na wzroście zysków, na które dużą uwagę zwracają inwestorzy. Zakładamy, że w dłuższym okresie byłoby to korzystne zarówno dla polskiego rynku kapitałowego, jak i dla budżetu państwa – dodaje Buczek.

– Z perspektywy inwestorów detalicznych, zainteresowanie emisjami może mieć miejsce dopiero po okresie wydłużonej hossy, kiedy walory na rynku wtórnym stają się drogie wskaźnikowo i jako alternatywę można traktować tańsze spółki w emisjach pierwotnych. Bardzo skutecznym wsparciem mogą być preferencyjne stawki podatku od zysków kapitałowych przy inwestycji w ramach IPO oraz SPO – podpowiada z kolei Nikorowski.

Nic na siłę

Przedstawiciele rynku kapitałowego mogą ułatwić przedsiębiorstwom drogę na giełdę, choćby przez częściową deregulację. Należy jednak pamiętać, że kluczowa nie jest ilość debiutów, ale ich jakość.

– Nie wszystkie spółki należałoby zachęcać do wejścia na giełdę. Nie zachęcałbym do wejścia na giełdę np. wielu małych spółek. Dla nich lepszym rozwiązaniem może być wyspecjalizowany fundusz private equity albo inwestor branżowy. Giełda może być dobrym rozwiązaniem dla spółek, które osiągnęły już pewną skalę działalności i mają wypracowany model biznesu. Dzięki obecności na giełdzie, takie spółki mogą często: poprawić nadzór korporacyjny, uwiarygodnić się przed partnerami biznesowymi, w razie potrzeby szybko pozyskać kapitał, i uzyskać możliwość wynagradzania kluczowych pracowników notowanymi akcjami – mówi na koniec Łukojć z TFI Allianz.

Okiem specjalisty. Zachęcić spółki czy inwestorów?

Adam Łukojć, dyrektor departamentu zarządzania portfelami akcyjnymi TFI Allianz

Właściciele spółek prawdopodobnie będą chcieli wprowadzać swoje przedsiębiorstwa na giełdę dopiero wtedy, gdy wyceny na giełdzie i poza nią będą podobne. Wydaje się, że aby do tego doszło, na giełdę powinien zacząć płynąć kapitał. Do giełdy trzeba zachęcić raczej inwestorów, a nie spółki chcące na nią wejść.

Jerzy Nikorowski, zastępca dyrektora BM BNP Paribas

Większość zainteresowanych pozyskaniem kapitału poprzez emisje dzisiaj to są spółki o dość niskiej kapitalizacji i free floacie. Równolegle zarówno TFI, jak i OFE są świadkami masowego odpływu kapitału ze strategii akcyjnych.

Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI

Od kilku lat zwracamy uwagę na pomysł obniżenia stawki podatku CIT dla notowanych spółek do poziomu 15–16 proc. Byłaby to nagroda dla spółek, które muszą działać transparentnie i uczciwie oraz skupiać się na wzroście zysków, na które dużą uwagę zwracają inwestorzy. Zakładamy, że w dłuższym okresie byłoby to korzystne zarówno dla polskiego rynku kapitałowego, jak i dla budżetu państwa.

Michał Wojciechowski, ekspert rynku kapitałowego

Wszelkie argumenty za byciem spółką publiczną będą mało istotne do czasu deregulacji rynku kapitałowego. Jeśli takowa nie nastąpi, to spółki będą poszukiwały kapitału na mniej wymagających rynkach lub w niszach crowdfundingu czy STO (ang. Security Token Offering).

Debiuty
60 spółek mogłoby się przenieść na GPW
Debiuty
Arlen wszedł na giełdę z krótką listą zakupów
Debiuty
Czekając na giełdowy debiut Arlenu. Kiedy IPO to sukces, a kiedy porażka?
Debiuty
Green Lanes już na NC
Debiuty
Twórca Arlenu sprzeda akcje za 271 mln zł
Debiuty
Jak idzie sprzedaż akcji Arlenu? Maklerzy milczą. Sprzedający spokojni