Właściwie każdy dzień ubiegłego tygodnia na warszawskiej giełdzie miał nieco innych charakter. Poniedziałek przypominał to, co działo się jeszcze wcześniej w piątek. WIG20 znów testował strefę nad poziomem 2160 pkt. Wsparcie to ponownie udało się obronić, obroty były już nieco wyższe, więc można było mieć nadzieję na lepsze kolejne dni. I rzeczywiście wtorek był już całkiem udany, przynajmniej jeśli chodzi o duże firmy. WIG20 wzrósł o 0,7 proc., zamykając się nieco wyżej, niż kupujący byli w stanie dojść w poprzednich dniach. Środa przyniosła kontynuację ruchu w górę. WIG20 wzrósł aż o 1,07 proc., co na zamknięciu oznaczało poziom 2214 pkt. Przyszedł jednak czwartek, podczas którego na światowych rynkach rozlał się kolor czerwony. Główne indeksy traciły blisko 2 proc. i oczywiście dotyczyło to również akcji notowanych w Stanach Zjednoczonych. Krajowy WIG20 zakończył dzień na minimum sesji, co oczywiście nie było dobrą prognozą na piątek. Indeks blue chips znów powrócił w strefę, wokół której utrzymywał się niemal przez cały poprzedni tydzień. Piątek zaś przyniósł lekkie odbicie, jednak WIG20 kończył dzień niemal w tym samym miejscu, co we wtorek. Z pozoru wydaje się to dobrą informacją, jednak z drugiej strony oznacza, że WIG20 zatrzymał się w połowie czarnej świecy z czwartku, czyli pierwszego naturalnego oporu. I to akurat nie zwiastuje nic dobrego na poniedziałek. Dopiero po przebiciu tego oporu będziemy mogli znów mówić o szansach na kontynuację odbicia dużych spółek. Warto pamiętać, że czwartkowa sesja była wynikiem sytuacji na innych rynkach, oraz o tym, że przez gwałtowne zniżki z początku maja WIG20 spadł wyraźnie poniżej poziomu, z którego zaczynał rok. Na koniec piątkowej sesji jego strata od początku stycznia sięgała 3,75 proc.

Niewiele bardziej optymistycznie można podsumować sytuację średnich spółek, które w tym roku – w przekonaniu wielu analityków – miały błyszczeć. Można powiedzieć, że oczywiście mieli rację, ale do końca kwietnia. Wyprzedaż dużych firm pociągnęła za sobą również zniżki średnich oraz małych spółek. mWIG40 co prawda w ostatnim czasie zdołał wyjść z powrotem powyżej 3900 pkt, gdzie kształtował się dołek we wrześniu oraz na przełomie roku. Wygląda jednak na to, że był to tylko przystanek w spadkach, które mogą sprowadzić mWIG40 ponownie do październikowo-listopadowych dołków. Jako tako bronią się jedynie małe firmy, które z drugiej strony również najmocniej wzrosły od początku roku. sWIG80 w piątek rósł o 0,66 proc., co było potwierdzeniem odbicia od poziomów 11 400 pkt. Jednocześnie na wykresie nieśmiało rysowała się świeca objęcia hossy, jednak by traktować ją poważnie, musi zostać potwierdzona w kolejnych dniach nie tylko kontynuacją zwyżki, ale również wyższymi obrotami.