Ze zbiorczych ogólnopolskich danych GUS wiemy, że I kwartał br. na rynku inwestycji deweloperskich był jak sinusoida: od styczniowej zapaści, kiedy liczba mieszkań w uruchamianych projektach skurczyła się rok do roku i miesiąc do miesiąca o 40 proc., do 7,3 tys., przez odbicie do przyzwoitego poziomu w lutym (11,3 tys.), po powrót na wysokie obroty w marcu (13 tys.) – mimo rosyjskiej agresji na Ukrainę, dalszego kurczenia się rynku kredytów hipotecznych i spadku sprzedaży mieszkań oraz wzrostu kosztów budowy.
Ostatnie podrygi?
Z danych szczegółowych wynika, że w marcu w sześciu największych aglomeracjach ruszyła budowa 4,8 tys. lokali; najwięcej w Warszawie i Poznaniu (odpowiednio 1,54 tys. i 1,4 tys.). W miastach na prawach powiatu zaczęło powstawać 2,5 tys. lokali, a przodowały Białystok, Lublin i Kielce (po 350–400 lokali). Dodatkowo 5,8 tys. deweloperzy zaczęli stawiać w mniejszych powiatach, najwięcej w świdnickim, kutnowskim i wołomińskim.
Jak interpretować, że w marcu deweloperzy w całym kraju byli równie mocno aktywni co w ostatnich miesiącach 2021 r. mimo coraz trudniejszego otoczenia? Wszak słychać często sugestie, że produkcja mieszkań będzie się kurczyć.
– Marzec wbrew pozorom był dla deweloperów miesiącem udanym. Bardzo dobrym papierkiem lakmusowym pokazującym koniunkturę są dane o liczbie mieszkań, których budowę rozpoczęto. Decyzja o starcie inwestycji jest bowiem często skorelowana z faktem, że topnieje oferta mieszkań dostępnych w biurze sprzedaży danego dewelopera – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. Z jego komentarza wynika, że dobry wynik inwestycyjny można interpretować jako ostatnie podrygi rynku.