Niespodzianki nie było. W piątek Tomasz Solak, sędzia komisarz nadzorujący postępowanie upadłościowe Elektrimu, oficjalnie ogłosił, że nie wpłynęła ani jedna oferta na zakup mniejszościowego, 42,3-proc. pakietu udziałów w spółce Port Praski (PP), który zarządca wystawił na przetarg. Minimalną cenę za ten pakiet ustalono na 96,3 mln zł. W efekcie „rozstrzygnięcie” przetargu potrwało zaledwie kilka minut.
Sędzia cofnął pozwolenie na sprzedaż udziałów i zamknął posiedzenie. Cofnięcie zgody sędziego oznacza, że zarządca nie może zaproponować udziałów PP drugiemu udziałowcowi – Embudowi, kontrolowanemu przez firmę Zygmunta Solorza-Żaka. Embud (ma 57,7 proc. PP) na potrzeby zakończonego w piątek przetargu zrzekł się czasowo prawa pierwokupu udziałów od Elektrimu. Prawo to mówi, że gdy mniejszościowy pakiet jest wystawiany na sprzedaż, Embud może go kupić po cenie księgowej.
Zarządca pytany w sądzie, czy zamierza wystąpić do sędziego z wnioskiem o zgodę na ponowną sprzedaż udziałów w Porcie Praskim czy innych części majątku konglomeratu, powiedział: – Nie tu i nie teraz. Na nasze formalne pytanie (do spółki) odpowiedział też: „O ile będzie wskazywał elementy majątku Elektrimu do sprzedaży, to w pierwszej kolejności w formie przewidzianej prawem wskaże je sędziemu komisarzowi”.
[srodtytul]Na razie są pieniądze [/srodtytul]
Główną przyczyną próby sprzedaży udziałów Portu Praskiego była coraz bardziej pusta kasa Elektrimu. Spółka dużo wydaje na obsługę prawną, w tym na kancelarie prowadzące postępowania za granicą. Zarządca pytany, czy Elektrimowi w najbliższym czasie może zabraknąć pieniędzy, odpowiedział: „Elektrim (...) jak każdy podmiot działający w obrocie gospodarczym takie ryzyko ponosi. Jednak na najbliższy okres takiego zagrożenia nie widzę”.