– Popyt się ostudził, bo ceny lokali wzrosły – z powodu skokowej zwyżki kosztów budowy. Myślę jednak, że to bardziej efekt psychologiczny i rynek za chwilę zaakceptuje ceny – ocenił Marek Poddany, wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich. – Nie widzę czynników fundamentalnych, które miałyby sprawić załamanie popytu: stopy procentowe są niskie, bezrobocie też – więc mamy raczej do czynienia z korektą – zaznaczył. Zdaniem eksperta trudno oczekiwać spadku cen lokali, bo z uwagi na wysokie koszty deweloperzy nie mają dużego marginesu działania. – Ponadto poważnym wyzwaniem dla firm jest coraz niższa dostępność gruntów. Być może specustawa deweloperska pozwoli uwolnić np. działki rolne w obrębie aglomeracji – wskazał Poddany.
Michał Abramczyk, współzałożyciel MichaelStrom, zauważył, że rosną także koszty finansowe deweloperów – drożeją kredyty, nie jest też już tak łatwo uplasować obligacje.
– Niskie stopy, relatywnie duża dostępność kredytów hipotecznych, stabilizacja na rynku pracy i wzrost płac wspierają popyt na mieszkania. Problemy są po stronie podaży, być może prefabrykacja jest odpowiedzią na poprawę efektywności – podkreślił Włodzimierz Stasiak, wiceprezes BGK Nieruchomości. Dodał, że potencjał programu Mieszkanie+ to 100 tys. lokali – zastrzegł, że to projekty na różnym etapie zaawansowania i część z nich może się nie zmaterializować.
Dotychczas oddano pół tysiąca lokali w ramach programu. – Biorąc pod uwagę realne moce w zakresie prefabrykatów, uważam, że budowa 100 tys. mieszkań jest realna, ale w perspektywie do 2030 r. W szczytowym momencie TBS-y oddawały 9 tys. lokali rocznie – wskazała Katarzyna Kuniewicz, partner REAS. Stasiak zapewnił, że chciałby, żeby to było szybciej – ale zadecydują o tym realia rynkowe.
REAS prognozuje, że w 2018 r. sprzedaż skurczy się o 14 proc., do 62,5 tys. mieszkań, ale wartościowo wynik może być zbliżony do ubiegłorocznego – przez wzrost cen. ar