W całym 2020 r. spółka kupiła ziemi za 452 mln zł pod budowę 390 tys. mkw. w czterech aglomeracjach. Wyniki deweloperów z rynku kapitałowego za I kwartał br. świadczą o tym, że popyt na mieszkania jest mocny i kto jest w stanie uzupełniać ofertę, może uzyskiwać bardzo dobrą sprzedaż. Polowanie na duże tereny, o które konkurencja z racji skali potrzebnego finansowania jest mniejsza, to jedna ze strategii deweloperskiej elity na trudnym rynku gruntów. Ale i tu pojawiają się już schody.

– Posiadanie dzisiaj dużego banku ziemi w porównaniu ze skalą rocznej sprzedaży może być jedną z głównych przewag konkurencyjnych danego podmiotu na rynku – komentuje Mateusz Mucha, menedżer DM Navigator. – Duzi gracze mają z jednej strony łatwiej, bo ich możliwości są większe: mogą kupować duże grunty lub pozwolić sobie na kupno parceli, które muszą przejść dłuższą ścieżkę administracyjną. Z drugiej strony mają trudniej, bo utrzymywanie wysokiej sprzedaży wymaga stałego uzupełniania banków i zakupów gruntów w różnych lokalizacjach, co jest dziś bardzo utrudnione. Konkurencja o większe działki jest coraz większa, bo coraz więcej podmiotów stać na takie zakupy – podkreśla.

Bartłomiej Zagrodnik, partner zarządzający w Walter Herz, dodaje, że jak na razie deweloperzy nie mają trudności z zakupem terenów inwestycyjnych pod duże projekty. Jednak rynek nieruchomości jest postrzegany jako idealne miejsce do bezpiecznego lokowania kapitału, a gotówki na rynku jest sporo, co powoduje, że o najciekawsze oferty gruntów konkuruje czasem nawet kilkunastu inwestorów.

– Z uwagi na niedobór gruntów nasz rynek idzie w stronę tego, co od dawna widzimy w krajach z bardziej rozwiniętą infrastrukturą biurową i mieszkaniową, czyli konwersji, przebudowy i unowocześniania przestarzałych obiektów – mówi ekspert. ar