Z naszych rozmów z szefami domów maklerskich wynika, że na dodatkową gażę za ubiegły rok można liczyć tylko w nielicznych biurach. I tam zresztą pracownicy muszą się spodziewać, że premie za ubiegły rok nie będą dorównywać tym z lat poprzednich.
Wynagrodzenie w branży maklerskiej składa się zazwyczaj z dwóch części: stałej i premii. Ta druga, w zależności od biura, wypłacana jest w okresach kwartalnych bądź też rocznych i jest uzależniona od wyników. Niestety, ubiegły rok nie rozpieszczał maklerów. Obroty na GPW były jeszcze niższe niż w 2015 r. (spadły o prawie 7 proc.), a i ofert akcji czy też obligacji przez długi czas było jak na lekarstwo.
– Patrząc na obroty na GPW trzeba zwrócić uwagę nie tylko na ich spadek, ale również na to, kto je generował. W coraz większej mierze jest to efekt działania zdalnych członków GPW. W Londynie może i faktycznie będą premie, ale w Warszawie może być o to trudno – mówi jeden z maklerów. W podobnym tonie wypowiadają się także inni przedstawiciele branży.
– Nasi pracownicy mają teraz więcej pracy, ale pamiętajmy, że premie będziemy wypłacać za 2016 r., a ten był wyjątkowo trudny. Oczywiście oczekiwania premiowe są duże, jednak może się okazać, że w tym roku premii w ogóle nie będzie. Czasy, w których maklerzy dostawali sowite premie są dziś tylko wspomnieniem i myślę, że tak pozostanie na dłużej – twierdzi nasz rozmówca.
W najlepszych czasach dla maklerów premie sięgały nawet wielkości całego rocznego wynagrodzenia. Teraz takie sytuacje na rynku są ewenementami.