Inwestorzy indywidualni w ostatnim czasie szturmują już nie tylko warszawski parkiet. Znacząco wzrosło także zainteresowanie inwestycjami na rynkach zagranicznych. Brokerzy przyznają, że usługa ta, chociaż wciąż znacząco przegrywa z handlem na GPW, w ostatnich tygodniach przeżywa prawdziwy rozkwit.
Szał zakupów
Sygnały płynące z domów maklerskich są jednoznaczne: inwestorzy rzucili się nie tylko na przecenione akcje w Warszawie. Okazji szukają także za granicą.
– Duży udział w obrotach naszych klientów miały ostatnio rynki zagraniczne – klienci dywersyfikują portfele, przenoszą część swoich inwestycji na duże spółki z europejskich i amerykańskich giełd. Już teraz aktywność naszych klientów na rynkach kasowych poza GPW przekroczyła roczne obroty z poprzednich lat – przyznaje Wojciech Sieńczyk, dyrektor Santander BM.
Większy ruch na rynkach zagranicznych zanotował także DM BOŚ.
– Obserwujemy obecnie największe zainteresowanie rynkami zagranicznymi, od kiedy oferujemy tę usługę, czyli od 2013 r. – mówi Paweł Kolek, dyrektor departamentu rynku wtórnego DM BOŚ. – Złożyło się na to udostępnienie naszym klientom pod koniec 2019 r. dostępu do tych rynków w ramach usługi IKE/IKZE oraz ogólne ożywienie na rynku związane z aktualną dużą zmiennością na rynkach finansowych. W wyniku wzbogacenia naszej oferty już w styczniu i lutym odnotowaliśmy kilkakrotny wzrost liczby otwartych rachunków dedykowanych rynkom zagranicznym. W marcu i kwietniu nastąpiła kolejna fala, kiedy otworzyliśmy ich, w porównaniu z analogicznym okresem w 2019 r., aż dziesięć razy więcej – mówi Kolek. Dodaje, że przekłada się to na wzrost przychodów domu maklerskiego z tej usługi, choć zaznacza też, że ten wzrost nie jest tak spektakularny jak liczba otwartych rachunków. – W dalszym ciągu dominujący jest rynek krajowy. Udział przychodów z rynków zagranicznych w przychodach z prowizji ogółem stanowi kilka procent, choć systematycznie rośnie i jest dwa razy większy niż w zeszłym roku – mówi Kolek.