To skutek decyzji KNF podnoszącej minimalną wartość nominału jednej takiej obligacji do 400 tys. zł. Dla GNB to spore wyzwanie, bo rocznie emitował w ten sposób obligacje podporządkowane warte blisko 350 mln zł (zastępowały amortyzujące się obligacje i zasilały fundusze uzupełniające banku). Trafiły głównie do inwestorów detalicznych, ale nie tylko, bo kupowali je też inwestorzy instytucjonalni.
– Rynek jest dobry, popyt na obligacje spory i pod względem kwoty GNB nie powinien mieć problemów z uplasowaniem obligacji podporządkowanych rzędu 300–400 mln zł rocznie. Jednak dla oferującego obligacje GNB będzie to sporym wyzwaniem, będzie musiał wyjaśnić inwestorom sytuację banku – uważa Tomasz Puzyrewicz, analityk rynku obligacji.
Wskazuje, że problemem jest to, że GNB niemający ratingu inwestycyjnego będzie konkurował swoimi obligacjami z papierami oferowanymi przez banki, które mają rating inwestycyjny. – Dla inwestorów to znacznie łatwiejsze w ocenie papiery, cechujące się mniejszym ryzykiem, więc oferujący obligacje GNB będzie musiał się sporo napracować. Bankowi sprzyjać będzie to, że jest notowany na GPW i dość dobrze znany inwestorom. Poza tym kierowane wcześniej głównie do detalu oferty oznaczają, że inwestorzy instytucjonalni nie są blisko osiągnięcia limitów na papiery GNB i mają jeszcze miejsce na ich kupno – dodaje Puzyrewicz.
Uważa, że pieniądze na obligacje bez ratingu znajdą się na rynku, ale prawdopodobnie GNB będzie musiał podnieść kupon oferowanych papierów, skoro inwestorzy instytucjonalni mają do wyboru wiele innych, mających rating, papierów. Ostatnio GNB emitował obligacje podporządkowane z marżą 4 pkt proc. ponad WIBOR. mr