Wzrost inflacji powyżej 4 proc. rocznie jest przejściowy i stoją za nim czynniki niezależne od sytuacji w polskiej gospodarce oraz krajowej polityki pieniężnej. Inflacja bazowa, nie obejmująca cen energii i żywności i bardziej wrażliwa na zmiany popytu, będzie konsekwentnie opadała. Jednocześnie sytuacja w gospodarce jest wciąż bardzo niepewna w związku z pandemią COVID-19. Nie można wykluczyć, że jesienią wirus znów zaatakuje i konieczne będzie ponowne wprowadzenie ograniczeń aktywności ekonomicznej. Nie jest też jasne, jak zmieni się koniunktura na rynku pracy po tym, jak wygasną rządowe tarcze antykryzysowej.
Tak prezes NBP Adam Glapiński uzasadniał na piątkowej wideokonferencji swoją opinię, że czas na podwyżki stóp procentowych - a raczej na dyskusję o podwyżkach - nadejdzie dopiero w połowie 2022 r. W porównaniu do poprzednich wystąpień, ton wypowiedzi prof. Glapińskiego był jednak mniej stanowczy. Prezes banku centralnego zapewniał, że "jeśli pojawią się przesłanki do podwyżki stóp, ani jeden miesiąc nie zostanie zmarnowany". Podkreślał też, że podwyżka stóp nie będzie pierwszym krokiem ku normalizacji polityki pieniężnej. Najpierw zarząd NBP zakończy strukturalne operacje otwartego rynku, w ramach których skupuje obligacje skarbowe i gwarantowane przez Skarb Państwa. Tymczasem jeszcze miesiąc temu prof. Glapiński sugerował, że ten program już z nami zostanie. Całkowicie wykluczał też możliwość podwyżki stóp procentowych przed końcem obecnej kadencji RPP (czyli, uwzględniając kadencję samego prezesa, przed połową 2022 r.). W piątek powiedział, że jego wcześniejsze deklaracje dotyczące konieczności utrzymania stabilnych stóp procentowych nawet do końca przyszłego roku, były „żartobliwe”.
O ewolucji poglądów prezesa NBP na temat tego, jaki jest optymalny kształt polityki pieniężnej, zdają się też świadczyć jego wypowiedzi dotyczące kursu złotego. W grudniu bank centralny interweniował na rynku walutowym, aby – jak zapewniał – zapobiec zbyt szybkiej aprecjacji złotego. W praktyce wyraźnie walutę osłabił. W kolejnych miesiącach NBP dopuszczał możliwość dalszych interwencji w razie potrzeby. Już w kwietniu prezes Glapiński dał jednak do zrozumienia, że takie działania nie będą raczej potrzebne. W piątek wyraźnie powiedział, że NBP nie przewiduje kolejnych interwencji na rynku walutowym. Ta zmiana tonu tłumaczyć może wyraźne umocnienie złotego w trakcie wideokonferencji. Po jej zakończeniu euro kosztowało około 4,55 zł, w porównaniu do 4,59 zł wcześniej.
Interpretację wystąpienia prezesa NBP komplikuje jednak to, że bagatelizował on zmiany w środowym komunikacie RPP. Uwagę ekonomistów zwrócił w nim brak fragmentu, znanego z poprzednich komunikatów, wedle którego polityka pieniężna NBP przyczynia się do utrzymania inflacji na poziomie zgodnym z celem NBP (2,5 proc.) w średnim terminie. Wykreślenie tego fragmentu niektórzy analitycy odebrali jako sygnał, że RPP zdaje sobie sprawę z tego, że przy obecnej polityce pieniężnej NBP inflacja nie wróci do celu tej instytucji. W kwietniu, jak wstępnie oszacował GUS, wyniosła 4,3 proc., po 3,2 proc. w marcu. A ekonomiści przeciętnie oceniają dziś, że średnio w całym roku będzie na poziomie około 3,9 proc., po 3,4 proc. w 2020 r. Wyższa była poprzednio w 2011 r.