Przecena najbardziej dała się we znaki blue chips

Czteromiesięczne minimum WIG20 i takie samo maksimum wskaźnika siły relatywnej sWIG80. Korekta spadkowa na GPW ma różne oblicza

Publikacja: 13.02.2010 01:08

Przecena najbardziej dała się we znaki blue chips

Foto: PARKIET

W analizie przed tygodniem wyliczyłem niepokojące sygnały techniczne, które odróżniają trwającą od połowy stycznia falę przeceny od poprzednich korekt zapoczątkowanego dokładnie przed rokiem trendu wzrostowego.

Dla części analityków i inwestorów taka seria sygnałów (m. in. spadek WIG poniżej półrocznej średniej kroczącej, połączony z utworzeniem szerokiej luki bessy, przebicie poprzednich dołków, brak mobilizacji popytu mimo stanu silnego wyprzedania sugerowanego przez wskaźniki) to wystarczający powód do wycofania się z rynku akcji.

Faktycznie trudno zaprzeczyć, że o ile nawet założymy, że trend wzrostowy nie dobiegł jeszcze końca, to widać wyraźnie, że załamaniu uległ schemat, według jakiego ów trend do tej pory przebiegał.

[srodtytul]Brakujące elementy układanki[/srodtytul]

Wymieniając przed tygodniem serię niekorzystnych sygnałów, wspomniałem też jednak o tym, że wciąż jest za wcześnie na ogłoszenie zmiany średnioterminowego trendu wzrostowego na spadkowy, bowiem brakuje kilku ważnych elementów układanki. Miniony tydzień przyniósł w tym względzie kilka ważnych wskazówek.

Zacznijmy od sytuacji na wykresie WIG. Podczas gdy w poprzedni czwartek i piątek indeks z impetem przełamał wspomniane poziomy wsparcia (dołki z listopada i grudnia, średnia półroczna), to cały miniony tydzień tkwił w wąskim przedziale pomiędzy utworzoną wcześniej luką bessy (jej dolna granica to 38 218 pkt) a kolejnym poziomem wsparcia, jaki tworzy dołek z 3 listopada ub. r. (37 391 pkt). Wsparcie zostało co prawda minimalnie naruszone we wtorek, ale zaraz potem kupujący zdobyli się na to, by uratować sytuację.

Nawet jeśli założymy, że bliskość tego poziomu wsparcia sprowokuje w końcu sprzedających do kolejnego potężnego ataku, to jednak wciąż brakuje jeszcze innego elementu w układance pod nazwą „zmiana trendu na spadkowy”. Rzucającą się w oczy cechą charakterystyczną rozpoczętej w styczniu fali zniżkowej jest to, że słabość dotyczy przede wszystkim dużych spółek.

Zdarzają się ostatnio regularnie dni, kiedy gromadzący blue chips WIG20 plasuje się wśród najsłabszych indeksów na całym świecie, dołączając do niechlubnego grona wskaźników giełd w borykających się z kryzysem fiskalnym krajach peryferyjnych strefy euro. Od początku fali spadkowej WIG20 spadł o prawie 11 proc., mniej więcej tyle co indeksy w Hiszpanii, Portugalii i Rosji.

Niezależnie od przyczyn tak słabej postawy WIG20 (objawów paniki nie widać ani na polskim rynku obligacji, ani też w notowaniach kontraktów CDS zabezpieczających przed ryzykiem niewypłacalności naszego kraju), kluczowe znaczenie ma fakt, że zjawisku temu nie towarzyszy równie słaba postawa szerokiego rynku akcji GPW. Doskonale widać to na wykresie sWIG80, kojarzonego z małymi spółkami.

Po pierwsze, siła relatywna tego indeksu względem WIG20 (oblicza się ją, dzieląc każdego dnia wartości jednego indeksu przez wartości drugiego) w ostatnich dwóch tygodniach gwałtownie urosła, wspinając się w czwartek na czteromiesięczne maksimum i jest o krok od sięgnięcia 2,5-letniego szczytu.

[srodtytul]Maluchy relatywnie bardzo mocne[/srodtytul]

To nie wszystko. Konsekwencją tak mocnej relatywnej postawy „maluchów” jest fakt, że sWIG80 nie przebił dotąd żadnego (nie licząc półrocznej średniej kroczącej) istotnego poziomu wsparcia – ani dołka z grudnia ub.r., ani też minimum z początku września. Patrząc na wykres tego indeksu, trudno obronić tezę, że mamy do czynienia ze średnioterminowym (i długoterminowym) trendem spadkowym.

Bardziej adekwatna wydaje się następująca interpretacja – sWIG80 od pięciu miesięcy tkwi w trendzie bocznym, którego dolną granicą są wspomniane dołki (do przebicia położonego najniżej z nich dwóch brakuje jeszcze 5,2 proc.). Ostatnia przecena to głównie konsekwencja tego, że w połowie stycznia indeks podjął nieudaną próbę wybicia w górę z tego trendu bocznego, co natychmiast sprowokowało do działania „siłę grawitacji”, która „wepchnęła” indeks z powrotem w głąb owego trendu.

Czyli krótko mówiąc, dopiero ewentualne przebicie dołków (zwłaszcza tego z początku września ub. r.) byłoby ostatecznym sygnałem rozpoczęcia trendu spadkowego. Wówczas we wspomnianej układance nie brakowałoby już żadnego elementu i należałoby ogłosić początek średnioterminowego trendu spadkowego na szerokim rynku. Na razie jest jednak na to za wcześnie.

Taka sytuacja (relatywnie mocna postawa małych spółek) jest istotna także z fundamentalnego punktu widzenia. Skoro kursy wrażliwych na zmiany koniunktury gospodarczej „maluchów” spadają znacznie wolniej niż notowania blue chips, to być może jest to oznaka tego, że przyczyną korekty spadkowej nie jest utrata wiary rynku w ożywienie gospodarcze (historycznie siła relatywna sWIG80 była mocno związana z odczytami wskaźników gospodarczych).

[ramka][b][link=http://grafika.parkiet.com/gparkiet/897044,139365,3.jpg]Podobieństwo z przełomem lat 2003/2004 nadal sugeruje optymistyczne rozstrzygnięcie[/link][/b]

Obecną sytuację rynkową można pod wieloma względami porównać z tą z przełomu lat 2003/2004, kiedy to skończyła się pierwsza fala ówczesnej hossy (będącej odreagowaniem po bessie z lat 2000–2002). Utrzymanie tej analogii sugerowałoby, że po większej korekcie rynek ruszy w górę. Opisany w tekście powyżej trend boczny, w jakim tkwi sWIG80, jest spójny z tym, co z indeksem działo się od września do grudnia 2003 r. Jedyna różnica jest taka, że obecny trend boczny trwa już wyraźnie dłużej niż sześć lat temu, jednak sytuacja techniczna pozostaje identyczna (indeks tkwi pomiędzy poziomami wsparcia i oporu).

Analogia jest uderzająca także jeśli chodzi o fundamenty. Identyczne jest zachowanie wskaźnika wyprzedzającego PMI, który po sięgnięciu szczytu (52,4 pkt w grudniu 2009 r. i 53,6 w październiku 2003 r.) zanotował pierwszy silny spadek (o 1,4 pkt w styczniu br. i o 1,6 pkt w listopadzie 2003 r.), dając uzasadnienie dla wyhamowania hossy (spadek nie okazał się jednak trwały). Identyczna jest też sytuacja, jeśli chodzi o stopy procentowe – w końcu 2003 r. koszty pieniądza (zarówno w Polsce, jak i np. w USA) były w fazie przejściowej między obniżkami a podwyżkami. To ostatnie podobieństwo jest szczególnie ważne.

Skoro ostatecznie na początku 2004 r. rynek akcji wybił się z trendu bocznego w górę, to perspektywa zaostrzenia polityki pieniężnej okazała się czynnikiem zbyt słabym, by zatrzymać hossę. Skoro tak, to także obecnie trudno powoływać się na argument w postaci nadchodzącej zmiany polityki monetarnej. Historia oczywiście nigdy nie powtarza się tak dokładnie, więc analogię do przełomu lat 2003/2004 warto traktować raczej jako punkt odniesienia niż wyrocznię. Jest ona o tyle cenna, że ewentualne niekorzystne odstępstwo od niej byłoby bardzo negatywnym sygnałem.[/ramka]

Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?
Analizy rynkowe
Czy Święty Mikołaj zawita w tym roku na giełdę?