Z technicznego punktu widzenia najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia jest pełne ukształtowanie się na wykresie WIG trzytygodniowej formacji głowy z ramionami (RGR). W czwartek indeks przełamał linię szyi tej formacji (biegnącej po lokalnych dołkach z 8 i 19 kwietnia). Zgodnie z teorią teraz WIG powinien spaść nieco poniżej 42 tys. pkt, aby wypełnił się potencjał wynikający z RGR. W tym kontekście piątkowe odbicie można traktować jako ruch powrotny do przebitej linii szyi, po którym powinno książkowo dojść do kolejnej przeceny i pogłębienia dołka z czwartku.
W średnim terminie (czyli w skali co najmniej kilku miesięcy) formacja ta sama w sobie nie ma jednak większego znaczenia (o ile nie pociągnie za sobą poważniejszych negatywnych konsekwencji). Powód jest prosty – nawet jeśli wypełniony zostanie potencjał spadkowy wynikający z RGR, to i tak WIG znajdzie się dopiero w okolicy styczniowego szczytu (41 617 pkt), który pełni obecnie rolę wsparcia (do połowy marca był natomiast oporem). Nawet jeśli pesymistycznie założymy, że i ta bariera zostanie przebita, to i tak w średnim terminie (a tym bardziej w długim, czyli w perspektywie co najmniej pół roku) nie będzie to jeszcze równoznaczne z załamaniem trendu wzrostowego. Do tego potrzeba by znacznie więcej.
Obecnie kluczowy poziom wsparcia decydujący o tym, czy na rynku panuje hossa czy bessa, to dopiero lutowy dołek (37 322 pkt), pokrywający się niemal idealnie z minimum z początku listopada ub.r. Na razie, ze względu na dużą odległość od tej bariery, kierujący się analizą techniczną średnio- i długoterminowi inwestorzy nie mają powodów do składania zleceń sprzedaży.
Tym bardziej że w przestrzeni pomiędzy obecnym poziomem WIG a lutowym dołkiem przebiegają różnej długości średnie kroczące (np. półroczna znajdująca się obecnie na wysokości ok. 40,3 tys. pkt), które pełnią rolę dodatkowych, pośrednich poziomów wsparcia. Powtórzę więc tezę, którą promuję od pewnego czasu – do zmiany trendu w średnim i długim terminie potrzeba czegoś znacznie poważniejszego niż nawet kilkunastosesyjna korekta.
Analiza sytuacji na wykresie WIG wydaje się obecnie tym bardziej wiarygodna, że w takim samym układzie technicznym znajdują się wszystkie główne indeksy GPW (nie zawsze tak jest – czasem widać wyraźnie tzw. dywergencje pomiędzy np. indeksami dużych i małych spółek).
Na koniec jeszcze długoterminowa ciekawostka. [link=http://www.parkiet.com/galeria/32,4,920833.html]Jak widać na drugim wykresie, trwającą od lutego ub.r. hossę można opisać za pomocą dwóch tzw. wewnętrznych linii trendu[/link], których nachylenie określa tempo zwyżki. Nachylenie pierwszej linii było znacznie większe niż nachylenie tej, z którą mamy do czynienia obecnie. W czwartek WIG znalazł się poniżej tej prostej, ale samo w sobie nie oznacza to jeszcze końca hossy – wręcz przeciwnie, gdyby udało się obronić opisane wcześniej poziomy wsparcia, to można by oczekiwać powrotu WIG do wewnętrznej linii trendu, a później jej przebicia w górę.