Wskaźniki wyceny i analiza  techniczna, czyli opłacalny mix

Kupuj tanie akcje – mówi strategia oparta na wskaźnikach takich jak C/Z czy C/WK. Kupuj akcje, których kursy są w trendach wzrostowych – przekonuje z kolei analiza techniczna. Czy można połączyć te alternatywne metody inwestowania?

Aktualizacja: 27.02.2017 02:30 Publikacja: 21.02.2011 01:53

Wskaźniki wyceny i analiza  techniczna, czyli opłacalny mix

Foto: GG Parkiet

W poprzednich dwóch odcinkach serii artykułów poświęconych wskaźnikom inwestycyjnym przyglądaliśmy się klasycznym miarom wartości fundamentalnej akcji – wskaźnikom cena/zysk i cena/wartość księgowa. Jak pisaliśmy, w minionym roku te proste wskaźniki (szczególnie C/Z) pozwalały zbudować portfele, które przyniosły solidne zyski na tle rynku.

[srodtytul]Co na wypadek bessy?[/srodtytul]

Niestety, jednym z problemów związanych z inwestowaniem na bazie tego typu wskaźników jest to, że nie są one w stanie ustrzec portfela przed nawet bardzo dotkliwymi stratami w czasach bessy. Kwestia jest o tyle istotna, że skoro od dwóch lat mamy na światowych giełdach rynek byka, to naturalnie pojawia się pytanie, „jak długo jeszcze?”. Pesymiści już od dłuższego czasu wróżą powrót dramatycznych chwil dla posiadaczy akcji.

Chociaż czarne scenariusze nie muszą się sprawdzić, a przyszłość trudno jest przewidzieć, to pojawia się pytanie, czy jest jakiś sposób, który pozwoliłby uchronić stan posiadania przed nadmiernymi stratami, jednocześnie nie poświęcając potencjalnych ponadprzeciętnych zysków związanych z tanimi akcjami.

[srodtytul]Pozornie sprzeczne metody[/srodtytul]

Okazuje się, że zadanie to można powierzyć analizie technicznej. Tylko na pierwszy rzut oka taka metoda podejmowania decyzji kłóci się z typowo fundamentalnymi narzędziami jak C/Z czy C/WK. Jak pogodzić te pozornie alternatywne metody? Mocną stroną analizy technicznej jest to, że koncentruje się (przynajmniej według „głównego nurtu”) na poszukiwaniu walorów znajdujących się w trendach wzrostowych, oraz zaleca ucinanie strat w razie gdyby owe trendy się załamały. Przynajmniej teoretycznie zwolennicy analizy technicznej powinni być w stanie ocalić zdecydowaną większość swego kapitału w czasie bessy.

Można sobie wyobrazić, że te zalety analizy technicznej mogłyby dobrze uzupełniać się ze strategiami opartymi na wskaźnikach wyceny. Może warto inwestować w najtańsze (a przez to najbardziej atrakcyjne) walory, ale tylko wtedy gdy ich kursy znajdują się w trendach wzrostowych? Jeśli przypomnimy sobie czasy ostatniej bessy, to wiele akcji wydawało się tanich na długo zanim ich kursy sięgnęły dna. Cierpliwe czekanie na techniczne sygnały kupna pozwoliłoby poradzić sobie z tym problemem.

[srodtytul]Jak podążać za trendem?[/srodtytul]

Tutaj pojawia się jednak kolejna trudność. Analiza techniczna to gama niemal niezliczonych narzędzi. Wydaje się, że na potrzeby naszych wywodów najbardziej użyteczne są te metody, które opierają się na zasadzie podążania za trendem (a nie np. oscylatory, których zadaniem jest pokazywanie wyprzedania i wykupienia rynku).

W tej grupie jednym z najprostszych narzędzi są nowe maksima i minima kursów (które składają się na tzw. kanał cenowy). Ustanowienie nowego maksimum to najprostszy, a zarazem dobitny sygnał tego, że kurs znajduje się w trendzie wzrostowym. Z kolei ustanowienie nowego minimum to przestroga przed tendencją spadkową. Strategia taka wywodzi się z leżącego u podstaw analizy technicznej przeświadczenia, że akcje po ustanowieniu kolejnych dołków (albo szczytów) mają generalnie tendencję do ich dalszego pogłębiania (albo odpowiednio poprawiania).

[srodtytul]Transakcje nie za często[/srodtytul]

Oczywiście, aby skutecznie połączyć zalety analizy technicznej i wskaźnika C/Z, nie należy zbyt często dokonywać transakcji. Konieczna jest pewna dawka cierpliwości, by potencjał ukryty w niskiej wycenie zaczął przekładać się na ponadprzeciętne zachowanie kursu danej spółki. Nie można oczekiwać, że tanie akcje zaczną nagle drożeć tylko dlatego, że są tanie. Z tego powodu wspomniane maksima i minima notowań muszą dotyczyć odpowiednio długiego okresu. Najprostszym rozwiązaniem wydaje się bazowanie na 52-tygodniowych szczytach i dołkach, choćby dlatego, że dane te są łatwo dostępne – „Parkiet” codziennie publikuje je w tabeli notowań.

[srodtytul]Propozycja strategii[/srodtytul]

Jak połączyć te wszystkie koncepcje w jedną spójną całość? Można wyobrazić sobie przynajmniej dwie strategie. Pierwsza to monitorowanie na bieżąco walorów notujących nowe 52-tygodniowe maksima i sprawdzanie, czy cechują się odpowiednio niskimi wskaźnikami C/Z (np. poniżej założonego poziomu, poniżej średniej dla całego rynku itp.). Alternatywna strategia to najpierw ustalenie na bazie C/Z listy potencjalnych kandydatów do zajęcia miejsca w portfelu, a następnie wybieranie z tej listy jedynie tych walorów, które ustanawiają nowe 52-tygodniowe maksima.

Na potrzeby naszej analizy przyjęliśmy tę drugą wersję. Najpierw wybraliśmy 10 walorów, które na koniec 2009 r. miały najniższe wskaźniki C/Z (według danych GPW). Jak już pisaliśmy, ta grupa sama w sobie okazała się mieć duży potencjał – średnia stopa zwrotu z tych akcji wyniosła w 2010 r. 30 proc., czyli ponad 10 pkt proc. więcej niż wyniosła zwyżka WIG. Czy dołączenie dodatkowych zasad transakcyjnych płynących z analizy technicznej byłoby w stanie poprawić ten i tak znakomity wynik?

Tutaj pojawia się pewien problem związany z konstrukcją portfela, wynikający z tego, że sygnały kupna poszczególnych walorów nie pojawiają się w tym samym czasie, a w przypadku części z nich teoretycznie w ogóle może nie być sygnałów kupna. Jedno z rozwiązań to odgórne przydzielenie każdej spółce takiego samego udziału w portfelu (czyli po 10 proc. początkowej wartości kapitału). Przykładowo jeśli na akcje spółki A przeznaczyliśmy 500 zł, a sygnał kupna pojawił się dopiero po pół roku, to przez te pierwsze pół roku w portfelu powinniśmy trzymać cały czas gotówkę.

Taki sposób konstrukcji portfela można określić jako bardzo konserwatywny i ostrożny, o czym świadczą wyniki naszej symulacji. Koszyk taki przyniósłby w minionym roku 14,4 proc. zysku, co wydaje się rozczarowaniem na tle zwyżki WIG o prawie 19 proc. Jeśli jednak popatrzymy na wykres, to już nawet w takiej konserwatywnej wersji portfela widać ogromną zaletę. Linia obrazująca poziom kapitału w ramach takiej strategii miała w minionym roku zdecydowanie bardziej regularny i „wygładzony” kształt niż dość chwiejny WIG. Portfel niemal nie odczułby np. gwałtownej korekty spadkowej na wiosnę ub.r. Nieco gorszy całoroczny wynik tego portfela został więc wynagrodzony nieproporcjonalnie mniejszym ryzykiem.

[srodtytul]Agresywna wersja[/srodtytul]

Dla inwestorów mających apetyt na ponadprzeciętne zyski i  większą tolerancję na ryzyko, takie wyniki są mało satysfakcjonujące. Okazuje się jednak, że istnieje prosty sposób, by te pozornie słabe osiągnięcia obrócić w wyniki zdecydowanie ponadprzeciętne.

Kluczowa jest obserwacja, że w konserwatywnej wersji naszej strategii przez większość czasu portfel byłby wypełniony w dużym stopniu gotówką w oczekiwaniu na sygnały, co w dobie hossy nieuchronnie musi przynieść wyniki słabsze od zmiany WIG. Niektóre z części składowych portfela przez cały rok były wypełnione gotówką, ponieważ obserwowane walory nigdy w tym czasie nie wzniosły się ku 52-tygodniowym maksimom.

Istnieje prosty sposób, by zdecydowanie ograniczyć udział gotówki, tym samym nadając strategii bardziej agresywny (nastawionego na większe zyski) charakter. Zamiast z góry ustalać równe udziały w koszyku przypadające na każdego „kandydata”, można całą dostępną gotówkę przeznaczać tylko na te walory, które dają sygnał kupna. Kiedy potem pojawia się sygnał kupna innych akcji, proporcjonalnie ograniczamy zaangażowanie w pierwszej spółce i uwolnioną w ten sposób gotówkę przeznaczamy na zakup papierów, które właśnie ustanowiły nowe 52-tygodniowe maksimum. Stosując taką procedurę, mieliśmy nasz hipotetyczny portfel wypełniony akcjami bez przerwy, począwszy od połowy stycznia ub.r.

[srodtytul]Prawie 70 proc. zysku[/srodtytul]

Jak widać na wykresie, przebudowana w ten sposób, agresywna strategia, przyniosłaby w minionym roku doskonałe wyniki – stopa zwrotu wyniosłaby 68,4 proc., zdecydowanie wygrywając z rynkiem. Chociaż obsunięcia kapitału byłyby tu już znacznie większe niż w przypadku konserwatywnej wersji strategii, to jednak byłyby podobne do korekt, jakie dotknęły WIG, a przecież ostatecznie indeks ten zyskał znacznie mniej niż badany portfel.

Oczywiście wyniki te należy interpretować jedynie jako przykład skutecznego włączenia analizy technicznej w strategię kupowania tanich akcji, a nie jako niezawodny sposób na zyski w przyszłości. Nie ma gwarancji, że takie wyniki uda się powtórzyć, ponadto konieczne byłoby zbadanie, czy strategia sprawdza się równie dobrze na przestrzeni wielu lat. Można sobie wyobrazić, że tego typu reguły dobrze funkcjonowały np. w dobie bessy (bo powszechne ustanawianie przez walory nowych dołków kazało na bazie tej strategii trzymać się od nich z daleka, nawet mimo coraz niższych wskaźników C/Z), ale rozczarowały w pierwszych miesiącach rodzącej się hossy, kiedy kursy przebyły długą drogę w górę zanim zdążyły ustanowić nowe 52-tygodniowe maksima. Być może warto poszukać jeszcze innych rozwiązań w szerokiej gamie narzędzi analizy technicznej?

Niemniej wniosek jest taki, że inwestowanie w tanie walory, ale tylko wtedy, gdy podążają w trendach wzrostowych, może przynosić ponadprzeciętne stopy zwrotu.

[ramka][srodtytul]Tylko część tanich akcji daje zyski[/srodtytul]

Na liście kandydatów do naszego portfela w końcu 2009 r. (czyli dziesięciu spółek, które miały wówczas najniższe wskaźniki C/Z) znalazły się: Krezus NFI, NFI Jupiter, Gant, Remak, Instal Kraków, J.W. Construction, Energoinstal, Kernel, Octava NFI, Mostostal Płock (kolejność według wartości C/Z – począwszy od najniższych). Zastosowanie prostej analizy technicznej (czyli kupowanie akcji po ustanowieniu 52-tygodniowego maksimum) pozwoliło uniknąć inwestowania w te spośród tych walorów, które zakończyły rok pod kreską. Obecnie w gronie najtańszych firm według wskaźnika C/Z znajdują się: Orco Group, Monnari, Paged, Celtic, Rubicon, EDInvest, Rank Progress, Black Lion, MCI i Astarta (dane z czwartku). W ciągu ostatnich tygodni proste techniczne sygnały kupna  (czyli nowe 52-tygodniowe maksima) pojawiły się w przypadku trzech z nich (Orco, MCI, Astarta). [/ramka]

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty