Wall Street odzyskuje wiarę w akcje
Amerykanie dość szybko otrząsnęli się po szoku, w jaki wprawiły ich przekraczające 4 proc. spadki nowojorskich indeksów jeszcze kilka dni temu. Od tego czasu Dow Jones poszedł w górę o ponad 5,5 proc., odrabiając nieco ponad połowę wcześniejszych strat. Pięć wzrostowych sesji z rzędu i pokonanie w miniony czwartek poziomu 25 tys. punktów dowodzą, że akcje nadal są za oceanem pożądanym towarem, mimo pewnych obaw oraz niezbyt dobrych sygnałów napływających w ostatnich dniach z gospodarki. Spadek sprzedaży detalicznej, wzrost zapasów, niższa produkcja przemysłowa i wykorzystanie mocy produkcyjnych to jednak zbyt mało, by zwątpić w dobrą koniunkturę i perspektywy, podkręcane przez reformę podatkową i zapowiedzi uruchomienia pakietu inwestycji infrastrukturalnych. Technologiczny Nasdaq Composite od niedawnego dołka zyskał już 7 proc., zacierając już całkiem złe wrażenie z pierwszych dni lutego.
Zdecydowanie bardziej opornie idzie odrabianie strat inwestorom na głównych giełdach europejskich. DAX do czwartku zdołał wzrosnąć o zaledwie 2 proc., a jeszcze w środę w ciągu dnia straszył testowaniem minimum z 9 lutego. Widać, że najwyraźniej obawy przed konsekwencjami silnego euro przeważają nad bardzo dobrymi wynikami gospodarki niemieckiej i całej strefy euro.
Obligacje niepokoją, dolar zastanawia
Nadal czynnikiem budzącym największe obawy jest sytuacja na amerykańskim rynku długu. Rentowność dziesięcioletnich obligacji skarbowych przekroczyła w miniony czwartek 2,91 proc., osiągając poziom najwyższy od czterech lat. Już niewiele dzieli ją od 3 proc., notowanych w styczniu 2014 r., i w tych okolicach może dojść do kluczowych rozstrzygnięć. Część ekspertów wciąż uspokaja, część przekonuje, że czas się bać, i głosi koniec wieloletniej obligacyjnej hossy. Być może rentowność sięgająca 3 proc. to jeszcze nie koniec świata, ale jeśli wziąć pod uwagę, że jeszcze siedem miesięcy temu wynosiła zaledwie 1,36 proc., widać, że koszt finansowania nie tylko długu federalnego, ale i „firmowego" zdecydowanie poszedł w górę. Konsekwencje tego zjawiska wykraczają zresztą daleko poza granice Stanów Zjednoczonych, wpływając na sytuację na rynkach długu na całym świecie. Rentowność obligacji niemieckich wzrosła od połowy grudnia ubiegłego roku z 0,3 do prawie 0,8 proc., a jeszcze w kwietniu 2017 r. nie przekraczała 0,2 proc. O ile dla Niemiec nie musi się to wiązać z wielkim ryzykiem, o tyle w przypadku Włoch i Portugalii, gdzie rentowność przekracza 2 proc., czy Grecji, w której sięga 4,4 proc., może być źródłem problemów.
W tym kontekście warto dostrzec globalny wymiar amerykańskiej polityki fiskalnej i szerzej, działań administracji Donalda Trumpa. Wielu amerykańskich ekonomistów zwraca uwagę, że dodatkowe stymulowanie znajdującej się w bardzo dobrej kondycji gospodarki USA kojarzy się z dolewaniem oliwy do ognia, a w wymiarze praktycznym wiązać się może z widocznym już nasileniem się presji inflacyjnej, a więc także koniecznością szybszego zaostrzania polityki pieniężnej przez Fed. Tego zaś rynki finansowe obawiają się najbardziej, o czym świadczy niedawne tąpnięcie na giełdach.
Na tle dobrej kondycji amerykańskiej gospodarki i konsekwentnej polityki Rezerwy Federalnej zastanawiać może uporczywa słabość dolara. Jednym z powodów tej tendencji mogą być obawy związane z rosnącym wciąż deficytem budżetowym Stanów Zjednoczonych i gigantycznym poziomem zadłużenia.