Od kiedy ruszyła w Katowicach 24. konferencja Organizacji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP24), każdego dnia polscy decydenci muszą się tłumaczyć ze swoich planów spalania węgla przez najbliższe dekady. Jest to o tyle trudne, że pojawiają się coraz to nowe raporty dotyczące rosnących emisji CO2 na świecie i nadciągającej katastrofy klimatycznej. A w tle toczy się sprawa najważniejsza – globalne negocjacje dotyczące tego, jak w praktyce ograniczyć globalne ocieplenie.
Skomplikowane przedsięwzięcie
W 2015 r. na konferencji klimatycznej w Paryżu (COP21) 195 krajów zobowiązało się do działań mających ograniczyć globalne ocieplenie do poziomu znacznie poniżej 2 st. Celsjusza. Teraz w Katowicach (COP24) spróbują przekuć deklaracje w konkretne działania. – Porozumienie paryskie było dokumentem politycznym, który definiował podstawowe założenia, dlatego o ile uzyskanie konsensusu w 2015 r. wynikało z dyplomacji i dobrej woli światowych liderów, o tyle w Katowicach czeka nas o wiele bardziej skomplikowane przedsięwzięcie do realizacji. Musimy bowiem stworzyć swego rodzaju „instrukcję obsługi", która mówi, w jaki sposób założenia porozumienia paryskiego wprowadzić w życie – wyjaśnia Michał Kurtyka, wiceminister środowiska i prezydent COP24.
Podstawą do prac jest raport naukowców z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Wynika z niego, że z powodu działalności ludzkiej średnia temperatura na świecie jest obecnie o 1 st. Celsjusza wyższa wobec poziomu sprzed epoki przemysłowej. Globalne ocieplenie będzie dalej postępować, a jego skutkiem będą dalsze zmiany klimatyczne, takie jak podnoszenie się poziomu mórz czy częstsze występowanie ekstremalnych zjawisk pogodowych. Naukowcy wskazali też na znaczące różnice w skutkach, jakie może przynieść średni wzrost temperatury na poziomie 1,5 st. C w porównaniu z ociepleniem sięgającym 2 st. C. Ten pierwszy wariant jest zdecydowanie mniej inwazyjny dla środowiska niż drugi.
Tymczasem emisje gazów cieplarnianych na świecie, pomimo ograniczenia konsumpcji węgla, znów rosną. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) wyliczyła, że emisje CO2 związane z produkcją energii w Ameryce Północnej, Unii Europejskiej i innych rozwiniętych gospodarkach Azji i Pacyfiku wzrosną w tym roku o około 0,5 proc. To przede wszystkim efekt większego zużycia ropy i gazu, które z nawiązką rekompensuje malejące zużycie węgla.