Z tym bywa bardzo różnie, ale w najszerszym ujęciu jesteśmy mocno z tyłu za amerykańskimi indeksami bijącymi rekordy wszech czasów. Przez dziesięć lat WIG zyskał tylko 38 proc., co w porównaniu z 285-proc. wzrostem S&P 500 wygląda słabo. Nasz indeks poradził sobie nieco lepiej niż rynki wschodzące: MSCI Emerging Markets urósł o 16 pkt proc. mniej (ale ostatnio relatywną siłą wykazuje się właśnie ten wskaźnik, do czego przyczyniły się głównie roszady w indeksach MSCI i spadek wagi polskiego rynku). Lepiej od WIG wypadł niemiecki DAX, który zyskał prawie 130 proc.
Powodem omijania przez Polaków GPW może być wciąż świeża pamięć po głębokich stratach po kryzysie z lat 2008–2009, szczególnie mocno stracili wtedy posiadacze bardzo popularnych funduszy inwestujących w małe i średnie spółki. Namiastkę spadków z tamtych czasów przeżyli w 2018 r., gdy po aferze GetBacku sporo niezależnych i mniejszych TFI po fali umorzeń borykało się z małą płynnością, co przyczyniło się do wyprzedaży indeksu sWIG80, w którym liczne były przypadki spółek przynoszących, mimo rozpędzonej gospodarki, roczne stopy zwrotu na poziomie od -20 proc. aż do ponad -50 proc. Być może Polacy w większym niż kiedyś stopniu wolą bezpieczniejsze inwestycje, stąd duża popularność funduszy dłużnych, szczególnie obligacji skarbowych, oraz mieszkań. W niedawnym badaniu dla ING aż 79 proc. dorosłych Polaków odpowiedziało, że spodziewa się wzrostu cen nieruchomości w ciągu roku, to o 15 pkt proc. więcej niż przed rokiem. Ceny mieszkań od paru lat rosną po 8–10 proc. rocznie. Z danych NBP wynika, że pod koniec 2018 r. rentowność netto wynajmu mieszkania była o 5 pkt proc. wyższa niż lokat. MR