Duża ich waga w WIG20 powoduje, że indeks ten dźwiga strukturalne brzemię obciążające jego stopy zwrotu. Brak technologicznych spółek w tym wskaźniku (z wyjątkiem ulubieńca inwestorów – CD Projektu) jeszcze wzmacnia ten efekt. Jest on nawet widoczny w indeksach za oceanem, gdzie Dow Jones Industrial Avarage, reprezentowany głównie przez „tradycyjne" firmy przemysłowe, stracił od początku roku ponad 10 proc., a Nasdaq, grupujący technologiczne firmy preferowane w ostatnich latach (oraz w czasie pandemii) przez inwestorów, zyskał w tym czasie blisko 7 proc.
WIG20 jest na minusie blisko 19 proc., ale ostatnie trzy miesiące przyniosły aż 30 proc. zysku – to odbicie od okolicy lokalnych minimów z połowy marca, gdy rynki akcji były zdołowane przez obawy o gospodarcze skutki pandemii. Nie powinno to jednak zakłamywać obrazu, bo trzeba pamiętać, że polskie blue chips już wcześniej były relatywnie słabsze nie tylko od indeksu MSCI Emerging Markets (rynków rozwijających się), ale też wskaźników z giełd rozwiniętych. Ostatnio zwyżkom WIG20 pomogło odbicie bardzo zdołowanych spółek energetycznych, w dół zaś pchały go banki. – Sytuacja, gdy akcje wróciły do poziomu z początku roku – mowa o rynku amerykańskim, w Polsce dotyczy to tylko części branż – nie jest normalna. Wtedy prognozy wyników spółek były bardzo dobre, a teraz możemy być dopiero na początku trwającego kilkanaście miesięcy kryzysu gospodarczego, który nie wiadomo jak się skończy – mówi Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM.
Skutkiem mogą być masowe upadłości, trwalsze zmiany zachowań konsumentów, wejście polityki gospodarczej w USA na drogę zdecydowanie bardziej socjalną i związane z tym koszty, niepewna jest sytuacja z bankami albo konsumentami i bezrobociem, gdy skończą się programy pomocy. – Dominująca narracja jest taka, że hossa jest jedynym możliwym scenariuszem, bo banki centralne drukują pieniądze, a stopy są tak niskie, że posiadacze gotówki na siłę szukają możliwości zarobienia choćby 2 proc., inwestując w spółki np. dywidendowe, a kryzys jesienią będzie już tylko historią, bo upadające podmioty uratują banki centralne czy rządy – dodaje z przekąsem Materna. MR