Akcje spółek, które przeprowadzają splity, zazwyczaj mocno drożeją, mimo że analitycy podkreślają, że operacja ta nie powinna mieć w teorii żadnego wpływu na wartość walorów. Wkrótce można się spodziewać kolejnych podziałów wśród największych spółek. Dane pokazują jednak, że prawdziwy boom na splity w USA odbył się ponad dwie dekady temu.
Giganci dzielą się na kawałki
W ostatnim czasie dwaj giganci w USA przeprowadzili splity akcji. Pierwszy był Apple, który podzielił jedną akcję na pięć, a ich cena spadła z blisko 500 USD do niecałych 125 USD. Był to już piąty podział akcji, odkąd Apple zadebiutował na nowojorskiej giełdzie. Gdyby spółka założona przez Steve'a Jobsa nie przeprowadziła nigdy splitów, jej akcje obecnie byłyby warte ponad 28 tys. USD. Split Apple'a wywołał również przetasowania w indeksie Dow Jones. Przed podziałem producent iPhonów miał najwyższą wagę w indeksie, ale po splicie jest 18. pod względem wagi wśród 30 członków indeksu. W ciągu dwóch dni od przeprowadzenia splitu notowania Apple'a wzrosły o 7,5 proc. W kolejnych dniach doszło jednak do korekty wśród amerykańskich spółek technologicznych i Apple staniał.
Drugim tegorocznym debiutantem, jeśli chodzi o splity, jest Tesla. Spółka bardzo popularna wśród nowych inwestorów, którzy po giełdowych spadkach z marca szukali okazji na rynku kapitałowym. Kierownictwo Tesli ogłosiło plany przeprowadzenia podziału akcji, kiedy walory wyceniane były na około 1375 USD. Wówczas cena mogła odstraszać drobnych inwestorów, jednak notowania nadal rosły i podczas sesji poprzedzającej split cena wyniosła ponad 2200 USD. Jedna akcja Tesli została podzielona na pięć, a cena spadła do 442 USD. Podczas pierwszej sesji po splicie kurs wzrósł o ponad 12 proc.
Analitycy podkreślają, że zazwyczaj splity mają pozytywny wpływ na notowania.
– Split akcji oczywiście nie powinien mieć w teorii żadnego wpływu na wartość, choć w praktyce okazuje się często, że – tak jak w przypadku Apple'a czy Tesli – widać krótko po nim zwyżki cen. Temat jest szczególnie ciekawy w obecnym otoczeniu, nazywanym prześmiewczo hossą Robinhooda od nazwy aplikacji umożliwiającej niskokosztowy obrót akcjami początkującym inwestorom. Wydaje się, że decyzje wymienionych spółek nie tyle mają służyć tradycyjnie przywoływanej poprawie płynności, szczególnie że dotyczą jednych z najcenniejszych i najchętniej handlowanych przedsiębiorstw na świecie, ale właśnie podtrzymaniu zainteresowania inwestorów indywidualnych, którzy mogliby mieć problem z wysokimi cenami pojedynczych akcji – tłumaczy „Parkietowi" Kamil Cisowski, dyrektor zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego w DI Xelion. Dodaje, że idąc tym kluczem, można byłoby zakładać, że kolejnym przedsiębiorstwem, które podejmie ewentualnie podobną decyzję, może być Amazon. Jest to jedyna z dziesiątki najchętniej kupowanych przez ten typ klienta firma, dla której wycena pojedynczej akcji przekracza 1000 USD, w dodatku ponadtrzykrotnie. – Kilkusetdolarowe wyceny akcji Netflixa i Microsoftu nie powinny być jeszcze problemem, nie mówiąc już o spółkach takich jak Nio, Eastman Kodak, Moderna czy Pfizer – mówi Kamil Cisowski.